Przy gościach wylałam dzbanek z herbatą. Poprosiłam męża o pomoc, ale powiedział przy wszystkich coś takiego

Czasami, kiedy patrzę na zdjęcia moich przyjaciółek z ich mężami, takimi szczęśliwymi i wdzięcznymi za swoje małżeństwa, czuję się jakby żyła w innym świecie. Chciałabym móc napisać coś podobnego o moim mężu, ale… nie mogę. Gdybym miała napisać prawdę, to byłoby to raczej: „Co zrobiłam nie tak, że zasłużyłam na taki los?”

Mój mąż, Paweł, większość czasu spędza na kanapie, wpatrując się w telefon. Jedyne, co go rusza, to potrzeba jedzenia albo wyjścia do łazienki. O jakiejkolwiek pomocy w domu nie ma mowy. Paweł jest przekonany, że obowiązki domowe to wyłącznie „kobieca sprawa”. Naprawy? Tylko jeśli coś się zepsuje, a to zdarza się rzadko.

Gdy odwiedzamy mojego brata jest zupełnie inaczej. Piotr i jego żona są dla mnie jak wzór do naśladowania. On sam serwuje obiady, zajmuje się domem.

Ostatnio miałam kilku gości u siebie. Zaprosiłam brata z rodziną, mojego tatę i mamę. Paweł nawet nie ruszył się, by pomóc. Siedział jak lord, wpatrzony w swój telefon. Kiedy poprosiłam go o pomoc, zignorował mnie. To było upokarzające. Wstyd mi było przed gośćmi.

I wtedy niechcący przewróciłam dzbanek z herbatą. Wszystko rozlało się po całym pokoju, tworząc wielką plamę. Szybko poprosiłam męża, żeby przyniósł mi mop i pomógł posprzątać. Myślałam, że będzie to szybka akcja, a potem wrócimy do świętowania.

Ale to co on zrobił, a raczej czego nie zrobił…  Zamiast pomóc, powiedział mi głośno, na tyle głośno, że wszyscy goście to usłyszeli:

– Wylałaś, to sobie posprzątaj.

Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. Stałam taka zdezorientowana. Na szczęście mój brat nie zawiódł. Wstał bez słowa, przyniósł mop i zaczął mi pomagać. Ale sami powiedzcie, jak to wygląda, kiedy to gość musi pomagać gospodarzowi, bo pan domu nie chce ruszyć palcem?

Po ich wyjściu wybuchłam. Nawrzeszczałam na niego, ze mi wstyd przed ludźmi za takiego męża próżniaka. On tylko oburzył się, że przesadzam, że nieustannie narzekam. Oskarżył mnie o to, że nic dobrego mu nie mówię, tylko krytykuję.

Mój mąż to jak ameba – bez celów, bez pragnień. Płynie z prądem, nie dąży do niczego. Pamiętam, jak kiedyś na weselu mojego brata obserwowałam jedną parę. Byli tacy zakochani, tacy szczęśliwi. Paweł nawet mnie do tańca nie zaprosił. Wyszedł tylko zapalić.

U nas ani mąż nie zajmie się porządnym remontem, ani sam nie wpadnie, żeby kupić coś do domu. Wszystko na moich barkach. A oboje pracujemy, oboje wracamy do domu zmęczeni, tyle że ja jeszcze gotuję, sprzątam a on znika w swoim świecie.

Teraz zastanawiam się, co dalej? Jak zmienić nasze życie? Czy ktoś z was, drogie czytelniczki, ma podobne doświadczenia? Co byście zrobiły na moim miejscu?

Chcę tylko miłości i wspólnego życia. A nie ciągłej walki o to, żeby wreszcie mąż cokolwiek przy domu zrobił. Czy to za dużo? Napiszcie, proszę. Potrzebuję wsparcia i rady, jak odzyskać radość życia.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *