Zaraz po ślubie zamieszkałyśmy z teściowymi. W ich mieszkaniu urodziła się również córka. Nigdy nie było żadnych problemów. Wyrzucaliśmy jedzenie, usługi komunalne, obchodziliśmy razem wszystkie święta. Mamy własne zasady i obowiązki – życie jest w porządku.
Rok temu teściowa skończyla pracę i przeszła na emeryturę. Bardzo się zmieniła od czasu przejścia na emeryturę. Zawsze starałam się ją traktować ze zrozumieniem, ale ostatnio kończą mi się siły. Ma brzęczenie – oszczędzać na wszystkim. Jeśli początkowo dotyczyło to tylko jej, to przeszła do nas.
Na przykład krewny zabronił wyrzucania używanej zapałki, jeśli się nie wypaliła. W końcu można go ponownie podpalić! Do takich mamy osobne pudełko i gdy chcemy postawić czajnik, a piec już pod czymś pali gaz, bierzemy zużytą zapałkę i podpalamy ją.
Teraz myje naczynia w amerykańskim stylu – mydelniczki, a następnie spłukuje w zimnej wodzie pod małym strumieniem wody. A następnie natychmiast wytrzyj do sucha ręcznikiem. I nie tylko siebie, ale i mnie o to prosi.
Przed zaśnięciem wyciąga wszystkie wtyczki z gniazdek. Czytała gdzieś, że oni też pobierają prąd. Nasza lodówka również „odpoczywa” w nocy. Nie wiem na ile to wystarczy, ale nadal działa.
A wczoraj powiedziała, że każdy ma 4 minuty na prysznic. Jeśli kąpiesz się dłużej – szkoda. Będzie stać i pukać do drzwi, aż wyjdziesz z łazienki.
Mało tego, zabrania częstego mycia się w toalecie. Gdzieś tam przeczytała, że Zachód już to robi, więc teraz musimy.
– Mały człowieku, myślę, że można rzadziej spuszczać, wtedy oszczędności są spore.
Oczywiście wszystko rozumiem, ale kiedy żyjemy? Mój mąż jest zawsze do póżna w pracy, a ja częściej jestem w domu.
Jej mąż co miesiąc dopłaca pięć tysięcy do jej emerytury. Płacimy za media, co jeszcze jest potrzebne. Ale nie. Raz po raz znajduję kiełbaskę z datą ważności „wczoraj”, mleko, którego nie można wypić i lodówkę, która ma się z nami pożegnać.
A co robić, po prostu nie rozumiem.