Mój pierwszy mąż nie mógł wychować naszej córki, bo umarł przedwcześnie. Marzył o posiadaniu dzieci, ale choroba była silniejsza. Nie doczekał narodzin córeczki, odszedł dwa miesiące wcześniej. Po tym wydawało mi się, że już nie jestem w stanie nikogo pokochać. Poza tym, na co komu potrzebna wdowa z małym dzieckiem?
Później poznałam Krzyśka. Chciał założyć ze mną rodzinę i nie przeszkadzał mu fakt, że miałam już dziesięcioletnią córkę. Byłam jego drugą żoną. Odważyliśmy się na jeszcze jedną ciążę i w efekcie na świat przyszły nasze bliźniaki. Moja córka Kasia zawsze pomagała w opiece nad maluchami. Wtedy jednak stosunek mojego męża do córki się zmienił.
Na początku tego nie zauważyłam, nie zwróciłam uwagi. Dopóki sama Kasia nie zaczęła się skarżyć. Oczywiście, chłopcy byli jego rodzonymi dziećmi i kochał ich bardziej. Ale ożenił się ze mną, wiedząc, na co się pisze. Krzysiek zaczął zwracać Kasi uwagę, że w domu nie jest posprzątane albo że nie ma ugotowanego obiadu. W tym czasie ja byłam zajęta bliźniakami, które nieustannie potrzebowały mojej uwagi. Potrafił też zabrać jej laptopa albo telefon, mówiąc, że musi coś najpierw zrobić w domu, bo jest dziewczyną. O dziewiątej wieczorem gasił jej światło i mówił, że powinna już iść spać. Kasia miała wtedy piętnaście lat. Oczywiście, w tym wieku mogła już robić te wszystkie rzeczy w domu, ale ona nie jest służącą, która ma wykonywać rozkazy Krzyśka. Dopóki jest dzieckiem, powinna zajmować się swoimi dziecięcymi sprawami.
Kiedy któryś z kolei raz usłyszałam podobne ataki na moją córkę, zrobiłam awanturę. Mimo, że jest moim mężem, nie ma prawa tak się do niej odzywać. W odpowiedzi Krzysiek mi wypomniał, że wszystko, co mamy, należy tak naprawdę do niego, więc obie powinnyśmy być mu wdzięczne.
Po tych słowach zabrałam dzieci i wyprowadziłam się do mamy. Nie wiem, czy warto jeszcze wracać.