Bardzo dobrze pamiętam pierwszy dialog z przyszłą teściową, który odbył się podczas naszego zapoznania:
– Dzień dobry Pani!
– Cześć… Wygląda na to, że jesteś Natalia?
Tak, nazywam się Natalia.
– Dobrze wyglądasz…
– Dziękuję.
– Ale myślę, że piękna kobieta nie jest dla rodziny…
Taki „komplement” skłonił mnie do niezbyt grzecznych słów:
– Oczekuje Pani, że kim będę dla Pani syna? Kochanką?
– Cóż, moja droga, nadal nie wiesz, jak grzecznie rozmawiać ze starszymi!
Już miałam rzucić trochę „niegrzeczności”, ale mój chłopak interweniował i stanął między nami, jak sędzia:
– Kobiety, porozmawiajmy o wszystkim przy stole, wypijmy herbatę, zrelaksujmy się i poznajmy lepiej!
Matka zacisnęła usta i po cichu weszła do pokoju, a mój narzeczony poprosił o wybaczenie za tak „ciepłe” przyjęcie, mówiąc: to osoba w podeszłym wieku, mama, zrozum to…
Nie mogę powiedzieć, że mam wygląd modelki, po prostu dbam o siebie, a odkąd Dominik zwrócił na mnie uwagę, prawdopodobnie polubił ten typ kobiety. Nie wiem, co widziała moja teściowa i co pozwoliło jej wyciągać wnioski na temat przyszłości…
Miesiące przed ślubem minęły na rozmowach o pogodzie, zdrowiu i przez cały ten czas przyszła teściowa patrzyła na mnie od stóp do głów, a grymasy na jej twarzy wyraźnie wskazywały, jaką ma o mnie opinię.
Po ślubie nic się nie zmieniło, wręcz przeciwnie, tylko się pogorszyło. Kilka razy zauważyłam teściową, gdy robiłam zakupy w sklepie niedaleko naszego domu. Gdy pierwszy raz do niej podeszłam, usłyszałam:
– Zamierzałam Cię odwiedzić. Chciałam tylko kupić coś smacznego do herbaty.
Było dla mnie jasne, jak w biały dzień, że nie idzie do mnie w „gości”. Po prostu szła za mną, mając nadzieję, że złapie mnie na „gorąco”. Najprawdopodobniej obejrzała sporo filmów o detektywach. Od czasu do czasu zauważałam jej postać po przeciwnej stronie ulicy, za przystankiem minibusów, 30-40 metrów za mną, jednym słowem – graliśmy detektywa i złoczyńcę.
Sześć miesięcy później przestało mnie to bawić i poprosiłam męża, aby zmniejszył zapał matki w poszukiwaniu kompromitujących dowodów na mnie.
Przez około miesiąc nikt mnie nie śledził, a potem wszystko zaczęło się od nowa. Pewnego razu, po nieoczekiwanym manewrze, podeszłam do teściowej od tyłu, obserwowałam przez kilka minut, jak stara się wypatrywać „obiektu” i zapytałam:
– Mamo, czy przypadkiem mnie szukasz?
Teściowa była zaskoczona i wymamrotała:
– Nie, czekam na przyjaciółkę tutaj…
– Wygląda więc na to, że Ty i ja nie jesteśmy przyjaciółmi! – przeszłam do ofensywy. – Jeśli uważasz, że Twój nadzór może coś rozwiązać, to głęboko się mylisz. Mogę mieć romans w biurze w pracy i niczego nie zauważysz.
Teściowa, otwierając usta z takiej zuchwałości, nie mogła znaleźć odpowiedzi, a ja kontynuowałam:
– Więc proszę, przestań za mną chodzić, nie masz nic lepszego do roboty? Już niedługo damy Ci wnuczka, to będziesz spacerować z wózkiem!
Zostawiając teściową, żeby przetrawiła to, co zostało powiedziane, poszłam do domu. Naprawdę byłam w drugim miesiącu ciąży, ale do tej pory nie obwieściliśmy teściowej tej wiadomości.
Wieczorem rozmawiałam z mężem.
– Co powiedziałaś matce o pracy i ciąży?
– Nic specjalnego, powiedziałam jej „dobrą wiadomość” i poprosiłam, żeby nie biegała za mną po ulicach, bo na przystanku na pewno nie uprawiałabym z nikim seksu.
– Cóż, Kochanie! Nie mogłem jej uspokoić przez pół godziny! Bądź bardziej powściągliwa, zwłaszcza w swoim stanie.
Minęły trzy tygodnie. Nagle, w szczycie dnia pracy, sekretarka dzwoni do mnie i mówi, że przyszła pewna kobieta i prosi, żebym zabrała ją do mojego gabinetu. Gdy ochroniarz przyprowadził teściową, z ciekawością rozglądała się po gabinecie i z rozczarowaniem wpatrywała się w szklane ściany, a gdy zapytałam, co tu robi, westchnęła:
– Chciałam zobaczyć, gdzie pracujesz, nie miałam pojęcia…
– Nie chciałaś kupić niczego słodkiego do kawy?
Teściowa zrozumiała moją aluzję o spotkaniu w sklepie i nie powstrzymywała się zbytnio:
– Możemy napić się kawy.
– Mam dużo pracy. Lepiej będzie jutro lub za tydzień. Powinnaś już pójść.
Ochroniarz, który ze zdumieniem słuchał naszej rozmowy, grzecznie przepuścił kobietę.
Oczywiście znowu była rozmowa z mężem, tym razem bardziej emocjonalna z mojej strony. Byłam oburzona, że teściowa hańbi mnie na oczach kolegów, pytając sekretarkę, jak pracuję, z kim się komunikuję itp. Dominik próbował wszystko sprowadzić do żartu:
– Sama jej powiedziałeś, że wszystkie problemy można rozwiązać w pracy!
Intensywność kłótni ucichła i poszliśmy na spacer po parku.
Apogeum roszczeń przeciwko mnie były narodziny naszej córki. Po miesiącu wypisania ze szpitala położniczego zauważyłam, że mój mąż w jakiś zamyślony sposób chodzi i chce mi coś powiedzieć, ale brak mu odwagi. Sama zmusiłam go do rozmowy:
– Dominik, daj spokój. Powiedz, co Cię trapi?
Mąż westchnął.
– Rozumiesz, moja mama już pożera mi mózg. Chce, żebym zrobił test na ojcostwo…
Ach, wszystko wtedy zrozumiałam. Siedziałam z dzieckiem w domu, więc teściowa nie mogła kontynuować swoich śledztw i postanowiła w ten sposób utrudnić mi życie.
– Nie martw się, to nie jest trudne, dam jej ten kawałek papieru i to wszystko!
– Te jej podejrzenia będą trwały wiecznie! Krótko mówiąc, dwie opcje. Pierwszą z nich jest wykonanie testu i rozwód. A drugą – napisz się na kartce „Ojcem córki jestem ja” i daj ją matce, niech powiesi sobie nad łóżkiem.
Mąż nie odpowiedział ani „tak”, ani „nie”, ale nie wraca do rozmowy o teście.
Mam nadzieję, że dotrze do niego, że nie da się ciągle rozmawiać o mamie, trzeba jakoś pozbyć się jej paranoidalnych podejrzeń.