Dziesięć lat temu mój jedyny syn postanowił przenieść się za granicę i poprosił mnie o sprzedaż naszego mieszkania w mieście, ponieważ potrzebował pieniędzy. Na początku nie zgadzałam się na to, ale obiecał, że gdy tylko się wzbogaci, to kupi dla mnie i dla męża duże mieszkanie z trzema sypialniami. Wtedy mu uwierzyłam, ale potem mocno tego żałowałam, ponieważ syn szybko zapomniał o swoich obietnicach.
W rzeczywistości życie w domku letniskowym wcale nie jest takie złe, a to dzięki temu, że jest wyposażony we wszystko, czego potrzeba do wygodnego życia. Poza tym sąsiedzi są dobrzy i sympatyczni. Mam też bliską przyjaciółkę w sąsiedztwie, Olgę, którą często odwiedzałam, więc nie czułam się samotna.
Do domku letniskowego wraz z mężem przeniosłam się natychmiast po przejściu na emeryturę. Na całej działce posadziliśmy drzewa owocowe, mieliśmy krzewy z jagodami, zrobiliśmy szklarnię, w której uprawialiśmy się pomidory, ogórki i inne warzywa. Część zbiorów zostawialiśmy sobie, a drugą sprzedawaliśmy sąsiadom. Co najciekawsze, taki biznes nie przynosił nam złych dochodów.
Ostatnio Olga odwiedziła mnie i opowiedziała o swojej nowej kliencie, którą była samotna matka. Kobieta przeprowadziła się do domku letniskowego na skraju wsi. Oldze /*+wydawała się bardzo dziwna, ponieważ nie kupowała produktów na kilogramy jak wszyscy inni, ale tylko po kilka sztuk. Przychodzi do Olgi i kupuje tylko kilka marchewek, pięć ziemniaków czy trzy jabłka. No dziwna i tyle!
Od razu wyczułam, że jakaś poważna tragedia spowodowała, że ta dziewczyna zamieszkała na wsi. Naprawdę chciałam poznać nową sąsiadkę, więc wzięłam dużą siatkę napełnioną gruszkami i poszłam do niej w odwiedziny.
Drzwi otworzyła mi młoda dziewczyna o imieniu Irena. Podziękowała za prezent i zaprosiła mnie do środka na kawę. Sąsiadka okazała się być bardzo miła i serdeczna, więc następnego dnia zadzwoniłam do niej, aby zaprosić ją do siebie. W tym roku zbiory były obfite, więc przygotowałam dla niej dwie duże torby z warzywami i owocami. Kiedy Irena przyszła, była strasznie tym zawstydzona i wyjaśniła, że nie ma pieniędzy, aby mi zapłacić. Uspokoiłam ją jednak i powiedziałam, że nie musi za nic płacić, mam ich wystarczająco dużo.
Aby móc się jakoś zrewanżować Irena zaczęła mi pomagać w ogródku. Szybko znalazłyśmy wspólny język. Pewnego dnia opowiedziała mi swoją smutną historię. Okazuje się, że rodzice wyrzucili ją z domu gdy dowiedzieli się, że jest w ciąży. Ukochany z kolei stwierdził, że to na pewno nie jest jego dziecko i zostawił ją na pastwę losu. W tym czasie Irena jeszcze nie pracowała, ponieważ dopiero co skończyła studia, więc nie było jej stać na wynajęcie mieszkania. Wtedy jej dobra koleżanka z roku pozwoliła zamieszkać jej w swoim domku letniskowym.
Strasznie zrobiło mi się żal tej dziewczyny, która musiała przejść przez tak wiele. Bardzo trudno jej było bez wsparcia krewnych tym bardziej, że nie była sama, a z dzieckiem. Zaproponowałam potem Irenie, żeby z nami zamieszkała – kiedy ona będzie pracować, ja będę zajmowała się dzieckiem.
Irena dość szybko znalazła pracę, a po trzech latach zebrała pieniądze na wkład własny, aby móc kupić mieszkanie na kredyt. Dziewczyna mówiła, że to ja jestem jej prawdziwą matką, ponieważ przybyłam jej na ratunek w momencie, gdy wszyscy inni się odwrócili. Do nowego mieszkania przeprowadziliśmy się wszyscy razem.
Od dziesięciu lat żyjemy razem. Pewnego dnia zadzwonił do mnie syn, a kiedy dowiedział się, że przeprowadziłam się do mieszkania w mieście, zaczął nalegać na sprzedaż domku letniskowego wraz z działką – okazało się, że znowu potrzebuje pieniędzy. Tym razem kategorycznie odmówiłam, a syn urządził prawdziwą awanturę i od wielu lat nie mamy ze sobą kontaktu. Przykro mi, ale to jego decyzja. Rozumiem również, że prędzej czy później Irena będzie chciała ułożyć życie, bo jej syn potrzebuje ojca, a ja wtedy nie chcę być dla niej balastem.