„Mam dużo, ciężkich zeszytów!”- czyli jak podwieźliśmy nauczycielkę syna do szkoły i teraz codziennie rano kobieta czeka przy samochodzie.

Kilka lat temu przeprowadziliśmy się do nowej dzielnicy. Nasz syn wcześniej uczęszczał do szkoły prywatnej w pobliżu starego domu. Po przeprowadzce dowożenie go stało się niewygodne, a on był już starszy, więc pomyśleliśmy, że to dobry moment na zmianę szkoły. Zapisaliśmy go do publicznej placówki, półtora kilometra od domu.

Pracowałam wtedy zdalnie, więc mogłam sobie pozwolić na zawożenie dziecka i odbieranie go. Dzięki zmianie zyskaliśmy kilka godzin w ciągu dnia na dojazdach! Nowa szkoła miała wiele zalet – była nowoczesna i często coś się działo w trybie zdalnym, nauczyciele byli bardzo mili i zaprzyjaźniliśmy się z nauczycielką języka polskiego, która była również wychowawcą klasy syna.

Jak się później okazało, wychowawczyni mieszkała w sąsiednim domu. Od czasu do czasu spotykałyśmy się w parku, na placu zabaw czy w sklepie. Pewnego dnia, gdy wychodziłam z synem do szkoły, wpadłyśmy na siebie. To był poranek, więc wiedziałam, że nauczycielka idzie do pracy. Nie pozostało mi nic innego, jak zaoferować jej podwózkę.

-Renato, wsiadaj. Zaraz ruszamy do szkoły.  – zawołałam w jej stronę.

Kobieta zgodziła się. Dojechaliśmy, podziękowała i wysiadła. Nie było to dla mnie dziwne, ale mój syn był zakłopotany faktem, że podwozi swoją nauczycielkę do pracy. Czy to źle, mieć przyjaciela wśród nauczycieli?

Jeszcze kilka razy przypadkowo na siebie wpadłyśmy z rana i podwiozłam ją. Dopiero wtedy zauważyłam dziwną prawidłowość.

Pewnego dnia, przed ósmą, przyszedł SMS:

„Dzień dobry. Jedziesz do szkoły?”

To była wiadomość od wychowawczyni syna. Odpisałam, że jedziemy. Spojrzałam przez okno, a ona już czekała przy samochodzie. Syn nie był gotowy na taki obrót wypadków, ale mówiąc szczerze, nawet ja byłam trochę zażenowana. Wyszliśmy na parking.

– Jak dobrze, że mogę dziś zabrać się z wami! Wzięłam aż trzy paczki zeszytów, są bardzo ciężkie i trudno by je było donieść. – powiedziała Renata.

Co mogłam zrobić? Przecież nie odmówię. Ale zdałam sobie sprawę, że dłużej nie może tak być. Trzeba było coś postanowić, ponieważ nauczycielka stawała się bezczelna. Rzuciłam ironicznie:

– Renato, może czekaj na nas tutaj codziennie o tej samej godzinie? – Miałam nadzieję, że z uprzejmości odmówi. Sytuacja była niezręczna.

– Jaka to cudowna propozycja! Dzięki temu będę mogła spać codziennie o dwadzieścia minut dłużej! Jesteśmy dogadane. Będę na was czekać za kwadrans ósma.

Tak się namieszało… Syn spojrzał na mnie zdenerwowany, aż bałam się pomyśleć, co czuje. Myślę teraz, jak rozwiązać tę sytuację. Muszę jak najszybciej wrócić do pracy w biurze – inaczej nie będę miała argumentu, żeby odmówić nauczycielce podwózek.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *