Mam młodszego brata. Różnica nie jest duża – trzy lata, ale mama zawsze podkreślała, że jest młodszy, a więc należy mu się wszystko, co najlepsze. Muszę powiedzieć, że brat bezwstydnie wykorzystywał to od dzieciństwa przy pełnym aprobacie mamy i pobłażaniu ojca.
Dość szybko zrozumiałam, że mogę liczyć tylko na siebie. Stopniowo piąłam się w górę, doszłam do stanowisk kierowniczych, a w wieku trzydziestu dwóch lat zdobyłam wykształcenie i kupiłam mieszkanie. Byłam z siebie dumna.
Brat po szkole zdobył wykształcenie prawnicze, mama pomogła mu znaleźć pracę, ale długo się tam nie utrzymał.
Wieści o życiu brata dowiadywałam się od mamy, która regularnie dzwoniła albo pochwalić się sukcesami brata, albo poskarżyć na niesprawiedliwość świata, no i upewnić się, że jeszcze żyję.
Nie mogę powiedzieć, że rodzice mi nic nie dali i mnie nie kochają. Po prostu na tle matczynego podejścia do brata wydaje się, że nie jestem ich córką, a siostrzenicą.
Podczas gdy budowałam karierę, spłacałam kredyt za mieszkanie i kręciłam się jak wiewiórka w kołowrotku, brat zdążył się ożenić, mieć dwoje dzieci i mieszkać z teściami.
Nie mieli własnego mieszkania, nie było ich stać na wynajem, więc na początku mieszkali u rodziców żony. Wystarczyło im na pół roku, potem młoda rodzina poszła na wynajem i żyli, jak wiem, całkiem nieźle, dopóki nie pojawił się pierwszy urlop macierzyński.
Brat stał się jedynym żywicielem rodziny, mama regularnie mi się skarżyła, jak ciężko mu ciągnąć wszystko na swoich barkach, jak chłopak zmęczył się przez dwa lata.
A potem pojawił się drugi urlop macierzyński. Chyba życie chłopca niczego nie nauczyło. Wtedy na pomoc młodej rodzinie rzucili się rodzice z obu stron, czasem włączali nawet mnie, inaczej nie wiem, jak by tam przetrwali. Wydobyli ich z drugiego urlopu macierzyńskiego wszyscy razem.
Ale teraz siostrzeńcy mają pięć i dwa i pół roku, a żona brata nie spieszy się z powrotem do pracy. Brat mówi o trzecim dziecku. Nawet nasza mama była w szoku, gdzie im trzecie dziecko w wynajmowanym mieszkaniu z takim niskim dochodem?
Ale brat wtedy wyjaśnił, że chcą mieć jeszcze jedno dziecko, a potem wziąć wszystkie należne pieniądze macierzyńskie i zainwestować w dom. Według mnie plan jest bardzo nieprzemyślany, ale tam i beze mnie doradców nie brakowało.
W tym czasie miałam dużo pracy. Otwieraliśmy nowy oddział w innym regionie, zaczynaliśmy od zera, więc zdecydowano, że wyślą mnie na długą delegację, aby uruchomić działalność. Delegacja miała trwać około roku.
Podzieliłam się tą informacją z mamą. Oczywiście od razu miała plan. Poprosiła mnie, bym wpuściła brata z rodziną do swojego mieszkania, aby przestał płacić czynsz obcemu człowiekowi i mógł trochę zaoszczędzić.
– I tobie będzie spokojniej, że mieszkanie będzie pod opieką, bo różne rzeczy się zdarzają. Brat z rodziną będą płacić rachunki, to też oszczędność dla ciebie.
Naprawdę miało mnie nie być przez rok, a może i dłużej, po co mieszkanie miałoby stać puste, skoro może przynieść korzyść.
Brat przyjął propozycję z entuzjazmem, dziękował i obiecywał, że nie będzie zaległości w opłatach za media, a także że postara się utrzymać stan mieszkania. W to ostatnie akurat nie wierzyłam, bo były tam dwójka małych dzieci, ale to mnie nie martwiło – i tak planowałam zrobić remont po powrocie.
Wyjechałam nie na rok, a prawie na dwa lata, delegacja się przeciągnęła. Cały ten czas nie wracałam do domu. W moim mieszkaniu mieszkał brat z rodziną, a nie chciałam ograniczać rodziców. Pracy było mnóstwo.
Kiedy stało się jasne, kiedy wrócę, zadzwoniłam do brata i uprzedziłam, że musi szukać nowego mieszkania. Miał na to trzy miesiące. Zapewnił mnie, że wszystko zrozumiał i że przed moim powrotem się wyprowadzą. Przypominałam mu jeszcze kilka razy przed przyjazdem, przekonywał mnie, że wszystko jest w porządku.
Kiedy wróciłam do domu, okazało się, że wcale nie było tak optymistycznie. Nikt się nigdzie nie wyprowadził, a sądząc po wszystkim, nawet się nie zamierzał.
Brat w tym czasie został ojcem trzeciego dziecka, rozpoczęli budowę domu, która, jak zrozumiałam, pochłaniała wszystkie środki i szła dość ospale. Powiedział mi, że nie mogą się wyprowadzić, bo nie mają za co wynajmować mieszkania.
Pierwszego dnia w szoku i niezrozumieniu przenocowałam u rodziców. Mama aktywnie próbowała mi wmówić, że jestem samotna, a brat ma dzieci. Mogę chwilowo pomieszkać z nimi albo wynająć mieszkanie, a brat jak się wybuduje, to się wyprowadzi.
Tylko taki obrót spraw mi nie odpowiadał. W wieku czterdziestu lat mieszkać u rodziców albo wynajmować mieszkanie mając swoje to absurd. Poza tym budowa brata może ciągnąć się jeszcze dziesięć lat w tym tempie, bo wynajęli jakąś niepewną firmę, która raz pracuje, raz nie, i ciągle podnosi koszty.
A ja też planuję założyć rodzinę, ale nie w takich warunkach.
Postawiłam bratu twarde ultimatum, że albo w ciągu dwóch tygodni opuszczają mieszkanie, albo wyprowadzę ich z pomocą policji. Nie są zameldowani w moim mieszkaniu, nie mają do niego żadnych praw – wylecą, jak z procy. Nawet dzieci nie uratują ich sytuacji.
Kiedy mama się o tym dowiedziała, urządziła mi awanturę, nazwała mnie egoistką i oświadczyła, że nie chce mnie widzieć w swoim domu. Musiałam jeszcze wynająć mieszkanie na te dwa tygodnie. Ale po upływie tego czasu w mieszkaniu już nikogo nie było. Klucze zostawili w skrzynce pocztowej, brat wysłał gniewnego SMS-a, tak samo jak mama i bratowa.
Mieszkanie, oczywiście, zdewastowali, ale to było do przewidzenia. I tak planowałam remont. Ale teraz rodzina się ze mną nie kontaktuje, chociaż co takiego im zrobiłam? Słusznie mówią, że jeśli nie chcesz zła, nie rób ludziom dobra.