Koleżanka zaprosiła mnie na swoje urodziny do restauracji: „Zamawiajcie co chcecie, ale każdy płaci za siebie”

W naszej firmie jest niewielu pracowników – oprócz mnie jest jeszcze 5 osób, same kobiety. Nawiązałyśmy przyjazne relacje, wszystkie mamy ze sobą stały kontakt, chociaż oczywiście głównie widujemy się w pracy.

Nie tak dawno temu jedna ze współpracownic zrezygnowała z zatrudnienia u nas – jej mąż dostał pracę w innym mieście, więc przenoszą się tam z całą rodziną.

Oczywiście wszystkim było trochę smutno – przyzwyczaiłyśmy się do koleżanki, poznałyśmy się, dobrze się nam razem pracowało, a poza tym nie wiedziałyśmy, czy na jej miejsce trafi się także ktoś tak fajny.

Podczas ostatniego dnia jej pracy na długiej przerwie wszystkie zebrałyśmy się na kawę, posiedziałyśmy razem, a na koniec pożegnałyśmy koleżankę.

Kilka dni później przyszła do nas nowa pracownica – towarzyska kobieta, która również zna się na pracy i praktycznie nie odrywa się od swoich obowiązków. Odetchnęłyśmy więc z ulgą.

Tydzień później jedna z koleżanek miała urodziny. Nie dajemy sobie nawzajem prezentów, a zrzucamy się i wręczamy pieniądze – solenizantka sama kupi sobie to, co ją najbardziej zadowoli. Dajemy taką samą kwotę każdej ze współpracownic, a solenizantka zwykle przynosi ciasto i inne smakołyki, abyśmy w tym małym gronie symbolicznie spędziły ten dzień. Robiłyśmy już tak ponad rok i żadna z nas nigdy się nie skarżyła. 

Pod koniec dnia złożyłyśmy kobiecie życzenia, podarowałyśmy kwiaty i kopertę z pieniędzmi, a potem usiadłyśmy przy stole. Spotkanie podobało się każdej z nas, a szczególnie naszej nowej koleżance, która bardzo komplementowała solenizantkę za pyszne dania, które przygotowała.

Za jakiś czas kolejne dwie koleżanki obchodziły urodziny, a nowa koleżanka i tym razem sypała pochwałami i jadła z apetytem.

Nadeszła kolej na naszą nową współpracownicy. Kobieta natychmiast powiedziała, że jest raczej słabą kucharką, a zresztą nie lubi stać przy garach, dlatego zaprasza nas na małe przyjęcie do do restauracji. Nie miałyśmy nic przeciwko.

Zawsze ta sama osoba jest u nas odpowiedzialna za zbieranie pieniędzy, kupowanie kwiatów i składanie życzeń – potrafi pięknie mówić i wybiera cudowne bukiety kwiatów.

Kiedy wszystkie zebrałyśmy się pod restauracją i czekałyśmy na ostatnią z nas, okazało się, że to czekanie na marne – koleżanka odpowiedzialna za prezent nie mogła dotrzeć na spotkanie na czas, ponieważ jej teściowa zasłabła, więc musiała z nią jechać do szpitala. Poprosiła, aby przeprosić solenizantkę za zaistniałą sytuację i obiecała przyjechać, jak tylko będzie mogła. 

Poszłyśmy więc do restauracji bez kwiatów i koperty. Złożyłyśmy kobiecie życzenia i powiedziałyśmy, że koleżanka z prezentem przybędzie nieco później. Kiedy kelner zaczął zbierać zamówienia, solenizantka wyjaśniła, że każdy płaci za siebie.

Wszystkie byłyśmy tym zaskoczone – będąc zaproszonym do restauracji na urodziny i przychodząc z prezentem płacenie za siebie było co najmniej niezwykłe.

Po chwili rozległ sie dzownek telefonu solenizantki. Kiedy wyszła porozmawiać, omówiłyśmy sytuację i zdecydowałyśmy, że damy jej tylko kwiaty, a pieniądzmi pierwotnie przygotowanymi na prezent opłacimy rachunek w restauracji.

Po chwili przyjechała nasza koleżanka. Dałyśmy współpracownicy bukiet i powiedziałyśmt, że za pieniądze z koperty opłacimy zamówione przez nas dania.

Solenizantka była tym szczerze oburzona:

– Ja zrzucałam się na prezent dla każdej, a teraz co, mam sama bez niego zostać?

– Oczywiście, że dokładałaś się, ale nikt Cię nie zmuszał za płacenie za to, co przynosiłyśmy do jedzenia.

Ta rozmowa ostatecznie zabiła miłą atmosferę i wszystkie szybko się rozeszłyśmy, a solenizantka już następnego dnia złożyła wypowiedzenie. Argumentowała to tym, że reszta zespołu źle ją traktuje.

Wydaje mi się, że to, kto tutaj postąpił uczciwie, a kto nie, może być kwestią dyskusyjną, ale myślę, że w tej sytuacji postąpiłyśmy z koleżankami dobrze.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *