Niedziela rano. Cisza i spokój, zegar wybija 7:30 rano. Nagle dzwoni telefon, ciekawe kto nie może spać o tak wczesnej porze.
Wyskakuje numer, którego nie mam w kontaktach, szybko wychodzę z pokoju, aby upewnić się, że nikogo nie obudzi mój głos, i odbieram telefon:
– Dzień dobry. Kto mówi?
– Cześć, Kasia. Dzwoni do Ciebie Twoja ciocia. Kochanie, moja wnuczka i jej przyjaciółka przyjeżdżają do ciebie. Pozwól im zostać u siebie przez tydzień lub dwa, dziewczyny idą na studia i nie mają gdzie się zatrzymać. Pokój w hotelu i wynajem mieszkania na szybko są bardzo drogie, a one nie mają zbyt wiele pieniędzy. Niech zatrzymają się u ciebie na kilka tygodni, a potem znajdziemy im jakieś tanie mieszkanie.
– Jak wyobrażasz sobie tę sytuację? Mamy dwupokojowe mieszkanie. Ja i mój mąż śpimy w jednym pokoju, a dzieci w drugim.
– Nie martw się, zabierz dzieci na chwilę do swojego pokoju i pozwól im zostać w pokoju dziecięcym.
Dziewczynki nie są wymagające, mogą spać nawet na podłodze. I nie są też wybredne, jeśli chodzi o jedzenie.
– Czy chcesz mi powiedzieć, że mam je karmić na własny koszt przez dwa tygodnie? Mam własną rodzinę na utrzymaniu?
– Kasia, nie słyszę cię, coś przerywa. Dziewczyny są w drodze do Ciebie, nie zostawiaj ich na pastwę losu.
Nie zdążyłam nawet oprzytomnieć po tej dziwnej rozmowie, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam je, a przede mną stały dwie dziewczyny z walizkami.
– Dzień dobry, ciociu Kasiu. Jestem twoją siostrzenicą, a to jest moja przyjaciółka. Babcia powiedziała, że możemy się u Ciebie zatrzymać.
Co miałam zrobić? Odesłać je?
– Zapraszam do środka. Ale ostrzegam, że nie możecie się zatrzymać na długo, dlatego od razu zacznijcie szukać mieszkania.
– Oczywiście, jeszcze dziś zaczniemy szukać stancji.
Zaprowadziłam przyszłe studentki do kuchni i zaproponowałam im coś do jedzenia.
Przygotowałam kaszę z kotletami, wyłożyłam je na talerze, polałam sosem i pokroiłam plasterki ogórka. „Niewybredne” dziewczynki zjadły ze smakiem kotlety i ogórki, ale nie tknęły nawet kaszy, twierdząc, że jej nie jedzą. Dziewczyny zażyczyły sobie na śniadanie sernik.
Powiedziałam im:
– Czy macie ochotę na sernik? Nie ma problemu! Możecie zrobić.
– Dobra, zrobimy sernik, pokaż gdzie trzymasz mąkę, jajka i twaróg.
– Artykuły spożywcze są na targu, możecie kupić.
Dziewczyny popatrzyły na siebie, a potem powiedziały, że babcia obiecała, iż będę je karmić. Nie mają pieniędzy na jedzenie.
– Mój budżet nie pozwala na zapewnienie pełnego wyżywienia dwóm dodatkowym osobom przez tak długi czas. Oczywiście, nie pozwolę wam głodować, ale mogę zaproponować bezpretensjonalne posiłki: kaszę, makaron, barszcz. Jeśli chcecie jeść coś innego, musicie to sobie kupić.
Dziewczynkom nie o to chodziło, zrozumiałam to po ich niezadowolonych minach.
Wtedy zaczęli budzić się członkowie mojej rodziny. Mojemu mężowi od razu nie spodobała się ta sytuacja, ale powiedziałam mu, że goście nie zostaną u nas długo i uspokoił się.
Zabraliśmy dzieci do naszego pokoju, a dziewczynom użyczyliśmy pokoju dziecięcego, ostrzegając je, by natychmiast szukały noclegu.
Zrobiłam śniadanie dla rodziny i wzięłam się za przygotowywanie barszczu na obiad. Tymczasem młodzi goście udali się do miasta.
Kiedy wróciły, powiedziały mi, że nie pójdą na studia. Nie znalazły żadnej stancji ani hostelu, a wynajęcie mieszkania kosztuje zbyt dużo. Liczyły na to, że zostaną u mnie na stałe i będą miały zapewnione darmowe posiłki.
Nakarmiłam dziewczyny i dałam im herbatę, przespały się u nas, a następnego dnia wróciły do domu. Teraz wszyscy krewni mają mnie za złą osobę. Może czegoś w tym życiu nie rozumiem? A może powinnam była utrzymywać dwóch dalekich krewnych, jednocześnie oszczędzając pieniądze dla własnych dzieci? Co miałam robić?\