Na ślub mojej przyjaciółki Pauli przyszłam w pełni przygotowana. Przed imprezą zrobiłam manicure, makijaż i założyłam eleganckie buty. Jak każda kobieta, na tę okazję byłam wystrojona jak gwiazda.
Wraz z innymi przyjaciółmi Pauli zostaliśmy poproszeni o wcześniejsze przybycie, mieliśmy być pod domem panny młodej przed przybyciem pana młodego.
Jestem osobą odpowiedzialną i punktualną, więc przyjechałam na umówioną godzinę. Mama Pauli spotkała mnie w progu i powiedziała:
„Sara, jak się cieszę, że cię widzę. Dobrze, że przyszłaś wcześniej, rozbierz się, wejdź, potrzebujemy twojej pomocy w kuchni, kończy nam się czas”.
Paula wyszła na chwilę, przywitała się i natychmiast uciekła. Miała jeszcze do zrobienia makijaż i włosy.
Weszłam do kuchni, mama mojej przyjaciółki dała mi fartuch, który był lekko pobrudzony. Na stole leżała ryba, masło i chleb.
Matka Pauli powiedziała do mnie:
„Sara, przygotuj kanapki z łososiem”.
Po tych słowach wyszła z kuchni.
Podniosłam masło, które w dotyku niczym nie różniło się od kamienia. Z pewnością ktoś dopiero wyjął je z lodówki.
Postanowiłam, że najpierw pokroję chleb i pozwolę masłu lekko się roztopić. Chleb był już trochę suchy i ciężko było go pokroić, a podobno miał być świeży. Kto dziś robi takie kanapki? Można było przygotować jakieś fingerfood z łososiem i ziołami – przynajmniej wyglądałoby to ładnie i nowocześnie. Byłoby to idealne rozwiązanie na tę uroczystą okazję.
Pokroiłam chleb, choć oczywiście kromki nie były idealne. Potem wzięłam masło do ręki i okazało się, że nadal jest jak kamień. Jak można było położyć takie masło na chleb? Można je było tylko posiekać, a wiórki położyć na chlebie. Tak musiałam postąpić, nie było innej możliwości.
Moje ręce były pokryte tłuszczem, bardzo zależało mi na tym, aby nie pobrudzić sukienki, bo jak potem pokazałabym się gościom? Prace postępowały jednak bardzo powoli.
Mama Pauli weszła do kuchni i powiedziała:
„Sara, dlaczego tak wolno? Pospiesz się i poukładaj rybę na wierzchu”.
Chciałam tylko powiedzieć cioci Marcie, że masło jest twarde i nie da się dobrze rozsmarować, a ona zniknęła.
Zrobiłam więc coś sprytnego. Odkroiłam połowę masła i zaczęłam smarować nim kawałki chleba, a drugą połowę położyłam na kaloryferze.
Musiałam zdjąć całą biżuterię, łącznie z zegarkiem. Chleb się kruszył, a kromki robiły się brzydkie. Celowo położyłam na nich więcej „wiórków masła”, aby zamaskować tę brzydotę, a na wierzchu ułożyłam łososia.
Chciałabym wierzyć, że pan młody i jego goście nie zauważyli nieestetycznego wyglądu tych kanapek.
Do kuchni weszła inna nasza wspólna znajoma, Daria, która nie jest znana ze swojej punktualności i często się spóźnia. Tym razem ta cecha ją uratowała.
Ciocia Marta znalazła jednak coś, co Daria mogła jeszcze zrobić. Poprosiła ją o przygotowanie przekąsek w postaci koreczków, wręczyła jej składniki i wyszła.
Daria zaczęła się oburzać, gdy zostałyśmy same:
„Co to za spotkanie dla gości? Czy zostałyśmy zatrudnione jako kucharki?”
Warto zauważyć, że ciocia Marta zawsze zachowuje się w ten sposób.
Daria i ja, choć z trudem, wykonałyśmy nasze zadania. Ja robiłam niedoskonałe kanapki, a ona nieco krzywe koreczki.