Moja żona w ten weekend akurat musiała pracować – organizowali firmowy event, który był marketingową akcją nad którą całym zespołem myśleli już od pół roku.
Ja więc postanowiłem spożytkować ten dzień na to, aby zrobić porządki przed domem, w ogrodzie, no i oczywiście domu. Przygotowywałem też pyszny obiad, aby żona miała potem niespodziankę. Nagle usłyszałem znajome głosy i krzyki za płotem. W bramie pojawiły się nagle trzy osoby: teściowa, siostra żony oraz jej dziecko.
– Witek, cześć! Byliśmy tutaj nad wodą w Waszych okolicach, ale strasznie wszyscy zgłodnieliśmy.
– W kuchni jest wszystko.
Po drodze zerwali z grządki koperek, pietruszkę, cebulę oraz rzodkiewkę. Po 15 minutach wszedłem do domu i zobaczyłem, jak z prędkością odkurzacza wciągają jedzenie ze stołu. Tylko siostra żony patrzyła jakoś z niesmakiem na talerzu.
Teściowa powiedziała:
– Widać, że jesteś facet. Co Ty ugotowałeś? No chyba, że to w pośpiechu gotowałeś. Jakieś najgorsze mięso, łapy z kurczaka, najtańsza kasza, jeszcze warzywa surowe. Niczego nie doprawiłeś, nie posoliłeś, no co to za jedzenie!
– Bo to jedzenie przygotowane dla zwierząt, a to, co ugotowałem na obiad, jest w piekarniku – indyk i pieczone ziemniaczki.
Wtedy szwagierka się oburzyła:
– Mamo, mówiłam Ci, że to nie dla nas, ale Ty: „jedz, jedz!».
Długo się śmiałem.
Będą mieli teraz nauczkę, żeby nie przyjeżdżać na obiadki co tydzień, bo tak pewnie by to robili. Dobrze mieć kontakt z bliskimi, ale oni akurat są bardzo bezczelni.