Moi rodzice nie mają ani drugiej nieruchomości, ani oszczędności, żyją od wypłaty do wypłaty. Rozumiem, że nie stać ich teraz na kupno drugiego mieszkania, ale mogli rozwiązać ten problem wcześniej.
Od dziecka słyszałam, że robią wszystko, co mogą, żeby zapewnić mi lepszą przyszłość. Teraz, gdy patrzę na swoje życie, zastanawiam się, czy to wszystko nie było jednym wielkim kłamstwem.
Po rozwodzie, z trzyletnią córką na rękach, nie miałam dokąd pójść. Wróciłam do rodzinnego mieszkania, myśląc, że znajdę tam wsparcie. Jak się okazało, byłam w błędzie. Rodzice urządzili tam po swojemu, mieszkanie stało się graciarnią, gdzie nie można było ani odpocząć, ani spokojnie pomyśleć o przyszłości.
Teraz moja córka właśnie poszła do szkoły i potrzebuje miejsca do odrabiania lekcji. Ale gdzie miałaby to robić? W kuchni? Bo przecież mój ojciec nie może zrezygnować z oglądania telewizji w jedynym pokoju. Jak można być tak bezdusznie obojętnym? Nie rozumiem, jak można nie widzieć, że dziecko potrzebuje przestrzeni i spokoju, żeby się uczyć i rozwijać. To nie jest kaprys – to podstawowa potrzeba!
Porównując naszą sytuację z sąsiadami, ogarnia mnie frustracja i gorycz. Oni, mając identyczne mieszkanie, kupili jeszcze dom na wsi, myśląc o przyszłości swojej córki. Teraz planują przeprowadzkę, zostawiając jej mieszkanie. A moi rodzice? Nigdy nawet nie pomyśleli o takim rozwiązaniu, bo „na starość trudno żyć bez wygód” i „uprawa ziemi to za duży wysiłek”. Serio? Czy to nie brzmi jak zwykła wymówka?
Nie oczekuję, że rodzice będą mnie finansować do końca życia, ale czy naprawdę nie mogli zrobić czegokolwiek, żeby przygotować mnie na dorosłość? Całe życie żyli z dnia na dzień, bez żadnych planów, bez oszczędności. Tłumaczą się, że w kraju jest ciężko, że nie ma z czego odkładać, ale inni jakoś potrafili pomyśleć o przyszłości. Inni mogli, ale moi rodzice? Oni po prostu poddali się biegowi wydarzeń, nie robiąc nic, żeby poprawić nasze życie.
Dzisiaj, kiedy widzę, jak ciężko jest mi samej wiązać koniec z końcem, czuję złość. Gdyby moi rodzice byli bardziej odpowiedzialni, może teraz miałabym większe wsparcie, większe szanse na normalne życie. Ale nie, oni wolą żyć w swojej strefie komfortu, ignorując moje potrzeby, potrzeby ich wnuczki. Jak można być tak obojętnym?
Sąsiedzi pokazali, że można planować, można myśleć przyszłościowo, nawet w trudnych czasach. A moi rodzice? Zamiast działać, woleli żyć chwilą, nie myśląc o tym, co będzie za kilka lat. Dziś cierpię przez ich brak odpowiedzialności, a najgorsze jest to, że nie widzą w tym nic złego. Jak można być tak ślepym na potrzeby własnego dziecka?
Nie chcę, żeby moja córka przeżyła to, co ja. Dlatego robię wszystko, żeby planować, żeby zabezpieczyć jej przyszłość, choćby na najmniejszą skalę. Rodzice mają obowiązek zadbać o przyszłość swojego dziecka. To nie jest luksus, to obowiązek, którego moi rodzice nigdy nie zrozumieli. Gdyby wcześniej pomyśleli o tym, jak może wyglądać moje życie, być może dzisiaj nie musiałabym walczyć o przetrwanie w tak trudnych warunkach.