Po tym obiedzie u teściowej mam teraz wstręt do jedzenia w jej domu. W końcu widziałem, jak gotuje.

Tuż po tym, jak pobraliśmy się z Martą, moja teściowa zaprosiła mnie kiedyś do siebie. Zbliżała się pora obiadowa, więc nakryła do stołu, postawiła talerz z naleśnikami i słoik dżemu.

Nigdy wcześniej nie widziałem takich naleśników, miały bardzo dziwny kolor. Były w nich drobinki kaszy gryczanej, płatków ryżowych i innych ziaren. Nie mogłem się powstrzymać przed zapytaniem: „Z czego są zrobione?”. „Z tego, co było w lodówce” – odpowiedziała spokojnie kobieta.

Byłem bardzo zaskoczony i jakoś nie byłem głodny patrząc na nie. A ona wyjaśniała dalej: „Nie lubię za bardzo gotować, więc zwykle gotuję dużo na raz, mniej więcej raz w tygodniu. Z kolei jeśli nie ma czasu na zjedzenie czegoś, a zwykle zostaje tego dużo, wykorzystuję to ponownie następnym razem. Nie chcę wyrzucać tyle jedzenia, po prostu szkoda.

Moja rodzina nigdy tak nie robiła, więc byłam trochę zdezorientowany. Za każdym razem, gdy nas odwiedza, pierwszą rzeczą, jaką robi, jest zajrzenie do lodówki i zawsze jest zaskoczona, że nie mamy jedzenia w wielkich garnkach.

Jestem zmęczony tłumaczeniem, że lubimy jeść na świeżo. Lubię gotować, więc na każdy posiłek gotuję tyle, ile trzeba, żeby nic nie zostało. Krótko mówiąc, robię wszystko jak inni, normalni ludzie.

Moja teściowa nie rozumie takiego podejścia. Zawsze przynosi nam dużo jedzenia w ogromnych pojemnikach. Nie zjadamy wszystkiego i zazwyczaj po prostu wyrzucamy. Sama utrzymuje się z emerytury. Nie wiem jak wytłumaczyć tej kobiecie, żeby tak nie robiła.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *