Wyszłam za mąż za Andrzeja, gdy miałam 27 lat. Moja córka urodziła się dwa lata później. Teraz Natalia, nasza córka, ma 10 lat. Od urodzenia dziecka nie pracowałam. Opiekowałam się nią i wykonywałam prace domowe. Zawsze mieliśmy czysty, przytulny dom, pyszne jedzenie i wszystko inne.
Wszystkim podobała się ta sytuacja do niedawna. Moja teściowa uznała, że cały ciężar finansowy spoczywa na jej synu. Jej zdaniem jedyne, co robię, to wydaję pieniądze męża. Postawiła mi ultimatum: jeśli nie pójdę do pracy, przestanie nam pomagać finansowo. Wiesz, ile nam daje? Półtora tysiąca złotych miesięcznie. Tak, jestem jej wdzięczna za pomoc, ale poradzimy sobie bez tych pieniędzy.
Skoro tak dobrze wszystko rozumie, niech powie synowi, gdzie może znaleźć lepszą pracę. Przez siedem lat pracy nigdy nie dostał podwyżki. Nie chce też niczego zmieniać w swoim życiu. Po wysłuchaniu przemyśleń mojej wspaniałej teściowej, mój mąż również zaczął myśleć jak ona. Skarżył się nawet znajomym, że nie pracuję.
Otwarcie mówił, że jego matka chce dla nas jak najlepiej i dlatego musimy robić to, co nam każe. Moja teściowa zaczęła nawet szukać dla mnie pracy. To już chyba przesada, prawda?
Czy mogę to zrobić? Po tych rozmowach dowiedziałam się, co myślą też moi rodzice. Muszę znaleźć pracę. Nie będzie później emerytury, jeśli teraz nie mam żadnego doświadczenia zawodowego. Moja siostra powiedziała nawet, że kiedy człowiek jest bezrobotny, zaczyna się cofać.
Ona myśli tak poważnie. Czy człowiek nie może rozwijać się w domu? Czy nie może robić tego, co go interesuje? Mam już tego wszystkiego dosyć. Mój mąż powtarza słowa mojej mamy, a to mnie najbardziej denerwuje. Dlaczego ona wtrąca się w nasze sprawy, dlaczego członkowie mojej rodziny myślą tak samo jak ona? Nie mogę się rozwieść i nie chcę, bo dobrze nam razem. Musimy tylko znaleźć rozwiązanie.