Za pomoc bratu zapłaciłem nie tylko pieniędzmi, ale też naszymi dobrymi relacjami.
Mój młodszy brat Antek zaproponował, żebym zawiózł go jego samochodem do innego miasta. Wziąłem wolne z pracy, bo wiedziałem, że to ważna sprawa. Antek od dwóch miesięcy starał się o pracę w pobliskim mieście i został zaproszony na rozmowę kwalifikacyjną. Nie chciał sam siadać za kierownicą, żeby nie wyglądać później na zmęczonego, więc zgodziłem się wystąpić w roli kierowcy mojego brata.
Uprzedziłem Antka, że w ogóle nie znam miasta i się tym trochę martwię. Mój brat powiedział, żebym się nie przejmował. Ale niestety, nie na próżno się wtedy denerwowałem.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, brat pokazał mi, gdzie mam zaparkować. A ja nie popatrzyłem na znaki, złamałem przepisy i tym samym otrzymałem mandat. Oczywiście byłem zdenerwowany, że za jednym razem przydarzyła się i taka nieprzyjemna sytuacja, i jeszcze stracę pieniądze. Brat mnie uspokoił i zapewnił, że zapłaci za mnie mandat, bo to on doradził mi to miejsce parkingowe.
Antek pomyślnie przeszedł rozmowę kwalifikacyjną i już myślał tylko o tym, jak przewiezie swoje rzeczy. Kiedy wróciliśmy do domu, ciągle mówił o przeprowadzce. Bardzo się cieszyłem, że wszystko mu się tak dobrze ułożyło.
Kilka tygodni później Antek mieszkał już w innym mieście. Sam przewiózł swoje rzeczy i nie potrzebował już mojej pomocy, ale też prawie nigdy do mnie nie dzwonił.
Kiedyś zadzwoniłem do brata, żeby zapytać, jak się miewa. W trakcie rozmowy wspomniałem o tym mandacie. Ale Antek udawał, że w ogóle o niczym takim nie pamięta.
„To ty siedziałeś za kierownicą, więc powinieneś zapłacić. To ty złamałeś przepisy,” – powiedział mój brat.
Zaskoczyła mnie ta odpowiedź. Okazuje się, że mu pomogłem, a teraz jeszcze stracę pieniądze. Nawet nie wiem, czy będziemy teraz ze sobą rozmawiać tak, jak wcześniej.