Leon patrzył na pendrive’a w swojej dłoni…

Leon patrzył na pendrive’a w swojej dłoni, jakby trzymał w niej coś, co mogło wszystko zmienić. Ojciec milczał, z tym poważnym, nieprzeniknionym wyrazem twarzy.

— Co to ma znaczyć, tato? — zapytał chłodno Leon. — Co to za „prawda”?

— Sam zobacz — odparł Richard cicho. — Ale zanim to zrobisz, pamiętaj — nie wszystko jest takie, jak się wydaje.

Leon wziął urządzenie i bez słowa poszedł na górę do swojego gabinetu. Ręce mu drżały. Wsunął pendrive’a do laptopa i kliknął pierwszy plik wideo.

Obraz był nieco rozmazany. Widać było szpitalny pokój, białe ściany, światło jarzeniówek. Na łóżku siedziała Emma. Blada, zmęczona, z włosami związanymi w prosty kok. W tle słychać było kobiecy głos – prawdopodobnie lekarka.

— Emma, musi pani powiedzieć narzeczonemu. Nie można tego dłużej ukrywać. Choroba jest we wczesnym stadium, ale leczenie będzie wymagało wsparcia.

Emma odwróciła głowę.

— Nie mogę… — powiedziała cicho. — Nie chcę, żeby patrzył na mnie z litością. Nie chcę, żeby mnie żałował. Nie mogę mu tego zrobić.

Leon zamarł. Przez chwilę nie oddychał. Czuł, jakby ziemia pod nim pękła.

„Emma… chora?” — ta myśl przebiła się przez jego świadomość jak nóż.

Zamknął laptopa z trzaskiem. Wstał, wyszedł z pokoju i przeszedł obok ojca, nie mówiąc ani słowa. Richard tylko westchnął.

Leon wyszedł na ulicę, wsiadł do samochodu i ruszył. Deszcz zaczął padać, ciężkie krople uderzały o szybę, a wycieraczki rytmicznie zgrzytały. W głowie miał tylko jedno: „Muszę ją zobaczyć”.

Kiedy stanął pod jej mieszkaniem, nie wahał się ani sekundy. Zapukał dwa razy. Drzwi otworzyły się po chwili.

— Leon? — głos Emmy był cichy, zmęczony. — Co się dzieje?

Spojrzał na nią. W jej oczach było wszystko — zmęczenie, strach i miłość.

— Dlaczego mi nie powiedziałaś? — zapytał spokojnie, ale w jego głosie drżała złość pomieszana z bólem.

Emma zbladła jeszcze bardziej.

— On ci pokazał, prawda? Twój ojciec…

Leon skinął głową.

— Tak. I teraz chcę usłyszeć to od ciebie.

Usiadła na kanapie i zaczęła mówić.

— Dowiedziałam się dwa miesiące temu. To chłoniak, wczesne stadium. Lekarze mówią, że można go leczyć. Ale… nie chciałam, żebyś wiedział. Nie chciałam, żebyś patrzył na mnie jak na kogoś słabego.

Leon usiadł obok niej.

— Wiesz, co mnie najbardziej boli? Że pomyślałaś, że bym odszedł. Emma, ja cię kocham. Nie za to, że jesteś piękna, uśmiechnięta, zdrowa. Kocham cię za to, kim jesteś. I jeśli myślisz, że bym cię zostawił, to znaczy, że mnie wcale nie znasz.

Emma zaczęła płakać.

— Bałam się. Nie tylko choroby. Bałam się, że ci to zabierze szczęście.

— Nie odbierzesz mi go. — Leon ujął jej twarz w dłonie. — Bo moje szczęście to ty.

Przytulił ją, a ona wtuliła się w niego, jakby tam właśnie było jej jedyne schronienie.


Od następnego dnia Leon był przy niej na każdym kroku. Chodził z nią na badania, siedział na korytarzu kliniki, czekając godzinami. Kiedy lekarze mówili o chemii, o skutkach ubocznych, on słuchał uważnie, z notatnikiem w ręku.

Emma była przerażona, ale Leon zamienił strach w siłę.

— Zobaczysz, damy radę — powtarzał. — Jeden dzień naraz.

Pierwsze tygodnie były ciężkie. Wypadły jej włosy, schudła, czasem nie miała siły wstać z łóżka. A on wtedy gotował, sprzątał, czytał jej na głos książki.

Wieczorami siedział przy niej, trzymając ją za rękę, aż zasypiała.

Czasem szeptał:

— Kochanie, nawet jeśli świat się zawali, nie puszczę cię.


Zima minęła. Z każdym miesiącem wyniki wyglądały coraz lepiej. Emma powoli wracała do sił. Lekarze mówili, że leczenie działa.

Pewnego dnia Leon zabrał ją do White Royal. Tego samego miejsca, gdzie się kiedyś pokłócili. Tym razem nie było łez, nie było gniewu.

Emma była zaskoczona.

— Dlaczego akurat tutaj? — zapytała z lekkim uśmiechem.

— Bo tutaj wszystko się zaczęło — odpowiedział.

Kelner przyniósł im deser, a na talerzu Emmy leżało małe pudełeczko z niebieskiego aksamitu.

Emma spojrzała na niego z niedowierzaniem.

— Leon… co to jest?

Wstał, uklęknął przy stole i otworzył pudełeczko. W środku lśnił pierścionek.

— Emma, wiem, że życie bywa okrutne. Wiem, że nie zawsze jest łatwo. Ale jeśli coś zrozumiałem przez te ostatnie miesiące, to to, że nie ma nic silniejszego niż nasza miłość. Wyjdziesz za mnie?

Łzy popłynęły jej po policzkach, a ludzie przy sąsiednich stolikach zaczęli bić brawo.

— Tak… — wyszeptała. — Tak, Leon!

Wstał, objął ją mocno i pocałował. W tej chwili wszystko inne przestało istnieć.


Ślub odbył się kilka miesięcy później, w małej kaplicy nad morzem. Nie było luksusu, nie było setek gości. Tylko najbliżsi, muzyka i zapach morza.

Emma miała na sobie prostą suknię, głowę przykrytą delikatnym welonem. Była blada, ale promieniała szczęściem. Leon nie mógł oderwać od niej wzroku.

Kiedy ksiądz wypowiedział słowa przysięgi, a ona powtórzyła „na dobre i na złe”, Leon wiedział, że to nie są puste słowa. Oni już przez to przeszli.

Po ceremonii poszli na plażę. Słońce zachodziło, a morze było spokojne. Emma położyła głowę na jego ramieniu.

— Wiesz, czasem wciąż się boję, że to wszystko jest snem — powiedziała cicho.

— A jeśli jest snem, to niech się nigdy nie kończy — odparł Leon.

Zamknęła oczy i westchnęła.

— Dziękuję, że nie uciekłeś.

— Nie potrafiłbym. — Uśmiechnął się. — W końcu obiecałem, że zawsze będę przy tobie.

W oddali wiatr poruszał fale, a słońce zanurzało się w horyzoncie.

Tam, w ciszy, Leon i Emma trzymali się za ręce, jakby trzymali całe swoje życie — kruche, ale piękne, prawdziwe. I oboje wiedzieli, że cokolwiek jeszcze nadejdzie, poradzą sobie razem.

Bo miłość ich ocaliła.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *