Dom, który się śmieje
Clara poczuła, jak w piersi zaciska się bolesny węzeł. Weszła do pokoju i zobaczyła, jak Daniel trzyma Toma zbyt mocno.
— Puść go. Natychmiast — powiedziała chłodno.
Daniel zamarł, po czym odsunął rękę. Tom wtulił się w nią, trzęsąc się. Przejechała dłonią po jego włosach.
— Straciłem cierpliwość — mruknął Daniel. — To dziecko nie zna granic.
— Właśnie postawiłam granicę. Nie krzyczysz. Nie dotykasz. Nie ranisz. To koniec.
— Jesteś śmieszna — warknął. — Pożałujesz tego.
— Nie. Tom nie potrzebuje strachu, tylko bezpieczeństwa. Wyjdź.
Spakował się. Trzasnął drzwiami. Clara dopiero wtedy wypuściła powietrze.
Cisza, która nastała, była inna — ciężka, ale czysta. Tom odsunął się powoli.
— Mamo, ja nie chciałem…
— Wiem. Śmiałeś się. W tym domu wolno się śmiać. Zawsze.
W kuchni nalała mu wodę do starego kubka z dinozaurem, zrobiła zupę. Codzienne gesty odzyskały sens.
— Mogę zjeść na balkonie?
— Możesz. Nawet w piżamie. Kto powiedział, że wtorek nie może udawać soboty?
Wieczorem Tom oglądał bajkę pod kocem w gwiazdki, śmiejąc się cicho. Clara głaskała go po plecach. Gdy zasnął, usiadła przy stole i zanotowała w telefonie:
„Wtorek, 19:40. Daniel krzyczał i szarpał. Reagowałam. Wyszedł.”
Nie z zemsty — z potrzeby pamięci.
Wysłała wiadomość do przyjaciółki:
„Wyrzuciłam Daniela. Jesteśmy spokojni. Wpadniesz jutro?”
Odpowiedź była szybka: „Z ciastem i przytulasami.”
Rano Tom zapytał:
— Pójdziemy do parku po szkole?
— I zabierzemy wszystkie samochodziki. Nawet jak się rozsypią.
Uśmiechnął się i pobiegł do łazienki.
Daniel napisał: „Wpadnę po swoje rzeczy.”
Clara odpisała: „Klucz będzie w skrzynce. Nie będziemy w domu.”
Wieczorem z Tomem rzucali liście, jedli precle. Po powrocie w mieszkaniu zostały tylko dwa czarne worki. Czuć było inny zapach — jakby ściany zaczęły oddychać.
Napisała do administratora: „Zostawiłam klucz. Dziękuję.”
Z Tomem stworzyli listę:
„Rzeczy, które zrobimy w domu:
– piżamy do południa
– Lego na całym dywanie
– śmiech w salonie
– naleśniki w środę”
Clara dopisała: „Zasady, które grzeją, nie ranią.”
Gdy Daniel próbował dzwonić, nie odebrała. Napisała:
„W sprawach Toma — tylko pisemnie. Bez wizyt.”
Odłożyła telefon ekranem w dół. Na blacie siedział Tom, śmiejąc się przy przewracaniu naleśnika.
W kolejne dni świat powoli wracał do równowagi. Nie było sztywności — była bliskość.
W piątek Daniel napisał:
„Przepraszam. Może przesadziłem. Czy nie zasługuję na rozmowę?”
Clara odpisała po chwili:
„Przyjmuję przeprosiny. Ale wybieram inny sposób życia. Tylko pisemny kontakt w sprawach Toma.”
Odpowiedź:
„Dobrze.”
Pierwszy raz, gdy niczego nie żądał.
W sobotę poszli do muzeum nauki. Tom był zachwycony wahadłem, magnesami. Pytał o pioruny i prąd. Obiecała, że w domu zbudują obwód elektryczny.
W niedzielę wspólnie bawili się zestawem z żaróweczką. Śrubka potoczyła się pod kanapę.
— To tylko śrubka — uśmiechnęła się. — Może podróżować. Znajdziemy ją później.
Gdy żarówka zaświeciła, Tom klasnął w dłonie. Coś też zapaliło się w niej.
Wieczorem przyszła Ana. Przyniosła ciasto i słuchała w ciszy. Przy wyjściu powiedziała:
— Clara, ty go nie wyrzuciłaś. Ty odzyskałaś dom.
Po miesiącu Daniel poprosił o książki. Clara zostawiła je w skrzynce. Odpowiedział jednym słowem: „Dziękuję.”
Pewnej niedzieli Tom zapytał:
— Mamo, my też mamy zasady?
— Mamy. Ale nasze są jak krzesła na balkonie — można je przestawiać. Najważniejsza? Nikt nie krzyczy na ciebie w twoim domu.
— Nawet ty?
— Nawet ja. A jak zapomnę — przynieś mi kubek z dinozaurem i powiedz: „Chyba chce ci się spokoju.”
Tom pobiegł po kubek. Wypiła wodę z uśmiechem. Potem razem zbudowali miasto z Lego. Kilka klocków potoczyło się poza dywan — nikt ich nie zbierał.
Wieczorem Clara zapisała:
„Niedziela, 21:10. Tom śmiał się do łez. Ja z nim. Dom też się śmiał. I nikt się nie przestraszył.”
Dom nie był już twierdzą. Był ich — miękki, bezpieczny, spokojny.
