„Szatańska loża VIP”. Maciej: Pracowałem w piekle i byłem jednym z diabłów [CZĘŚĆ 1]

– Ci ludzie nie mieli żadnych zahamowań, absolutnie żadnych. Żeby tam pracować, trzeba było sumienie, jakąkolwiek moralność, uczciwość czy godność schować do kieszeni, a najlepiej w ogóle wyrzucić – mówi były telemarketer.

„Przez ostatnie miesiące pracowałem w piekle, a co gorsza byłem jednym z diabłów. Każdego dnia brałem udział w oszustwie na wielką skalę. Dlatego, gdy tylko byłem gotowy, to uciekłem z tego piekła. Póki co, moje maile do dziennikarzy i wpływowych ludzi pozostawały bez odpowiedzi. Liczę, że tym razem będzie inaczej”.

List tej treści przyszedł do naszej redakcji dwa miesiące temu. Nadawcą był 25-letni Maciej, twórca internetowy, który od kilku lat prowadzi w sieci kanał dla dzieci i młodzieży poświęcony filmom animowanym. By realizować swoją pasję, kilka miesięcy temu 25-latek szukał dodatkowej pracy. W ten sposób trafił do firmy zajmującej się telefoniczną sprzedażą.

„Starszy specjalista ds. odchudzania”

– Na początku zostałem zaproszony na szkolenie, które odbywało się w formie online. Dostaliśmy skrypty rozmów. Jak zacząłem je czytać, to byłem w szoku. Skrypt zaczynał się od zdania: „Dzień dobry, nazywam się Jan Kowalski – starszy specjalista do spraw odchudzania albo ekspert do spraw zwalczania bólu”. Zadawałem wiele pytań, m.in. jak mogę się tak przedstawiać, skoro nie jestem specjalistą? I okazywało się, że to nieistotne, że od teraz nim jestem – opowiada Maciej Rabenda.

Podstawą do pracy telesprzedawców firmy były tzw. skrypty, czyli wzory prowadzenia rozmów. Posługując się skryptami, trzeba było za wszelką cenę sprzedać klientom, głównie starszym, rzekome remedium na trapiące ich problemy: m.in. plastry oraz kapsułki na ból, a także plastry na szybką utratę nadwagi.

– Mieliśmy na przykład zestaw pytań: „Czy bolą panią/pana stawy?”, „Przy jakich czynnościach pojawia się ból?”, „Jaki to jest ból, czy jest szarpany?”. Wszystko po to, by ta osoba uświadomiła sobie, jak bardzo ją to boli – tłumaczy Maciej.

Gdy kupiliśmy oferowane przez firmę plastry, okazało się, że skład produktów na zwalczanie bólu i na odchudzanie jest identyczny.

– Te substancje działają tylko i wyłącznie po przyjęciu doustnym. Nie jest możliwe, żeby te substancje działały przez skórę. Tego typu środki nie służą odchudzaniu, jeżeli są stosowane przez skórę – przekonuje prof. n med. Krzysztof J. Filipiak, farmakolog kliniczny, kardiolog i internista.

Telesprzedawcy dzwonili do klientów także po zakupie. Zajmował się tym odrębny dział firmy nazywany „reaktywacją”, który bazował na znanej psychologom zasadzie zaangażowania.

– Na dzień dobry padało „Pani Janino, jak tam odchudzanie?”. W odpowiedzi padało, że nic się nie dzieje, że nie działa. Wtedy konsultant mówił: „Pani Janino, widzi pani, że potrzebne są jeszcze kapsułki”. Że z kapsułkami efekt będzie taki, że stanie się to jeszcze szybciej i lepiej – przywołuje Maciej.

Sama rozmowa przebiegała tak:

– Jestem starszym specjalistą do spraw promedycznych w Centrum Medycznym. Chciałbym dopytać o kwestie związane z rozpoczętym procesem odchudzania – mówił telemarketer.

– Jest mi rzeczywiście ciężko stracić tę wagę – padło w odpowiedzi.

– Już mi się klaruje metoda kuracji specjalistycznej. W tym wypadku potrzebny jest aktywator, który pomoże swoją wchłanialnością i wiązaniem naturalnych składników, żeby raz na zawsze przegnać ten problem z metabolizmem. W pani przypadku proszę rozpocząć od przyszłego tygodnia stosowanie plastrów i po jednej kapsułce preparatu dzienne – wyliczał telemarketer.

„Szatańska loża VIP”

– To, co się działo w zespole, w którym byłem, czyli medycznym, to jest nic w porównaniu do tego, co działo się w zespole ezoterycznym. To była tak naprawdę szatańska loża VIP – ocenia Maciej.

Zespół ezoteryczny firmy sprzedaje produkty nietypowe: kamienie, amulety, czy rytualne świece, mające zapewnić klientom zdrowie i dożywotnią pomyślność.

– Był na przykład łapacz demonów – sama nazwa wydaje się śmieszna, ale niestety wiele osób się na to złapało. Czasem klienci „ezo” trafiali do mnie przy rzeczach medycznych. Widziałem wtedy wielki napis – VIP. Zjeżdżałem na dół ekranu, a tam kilka razy: 500 zł i 5000 zł – mówi Maciej.

Tak przebiegała jedna z rozmów:

– Czy chce pani konkretną metodę na wygraną w totolotka? – pytał telemarketer.

– Chyba czegoś takiego nie ma – padło w odpowiedzi.

– Oczywiście, że jest, pani Zofio. Osobiście wygrałem 2,5 mln zł tą metodą. I 6,5 tys. osób wygrało razem ze mną. Jeżeli chciałaby pani wygrać, to powinna korzystać z Kości Złotych Dni. Jest to specjalistyczny artefakt, który nadaje nam liczny do wygrania w Totolotka. Mam dla pani specjalny rabat. Tylko w dniu dzisiejszym w postaci aż 60 proc., czyli do kwoty 399 zł.

Rozmowa z panią Haliną

– Nie docierało do mnie, że ktoś w to może uwierzyć. Ale potem usłyszałem nagranie z panią Haliną – mówi Maciej.

– Halo, dzień dobry. Centrum Ezoteryczne, starszy medium Sardo. Pani Halino, ja się z panią kontaktuję w związku ze światem duchowym w Święto Zmarłych, które mamy już niedługo. Ma pani zmarłych do uhonorowania, rozumiem?

– Proszę pana, niestety mam: moi rodzice, mój mąż i mój młodszy syn – odpowiedziała pani Halina.

– Pani Halino, ile syn miał lat?

– 13, jak zmarł.

– On bardzo panią kochał. A jak się pani, w ogóle, czuje dzisiaj?

– Nie najlepiej, ale powiem panu tak: nie mam w ogóle pieniędzy, bo właśnie idę przelać ostatnie pieniądze.

– Pani Halina jest bardzo inteligentna. Bardzo dobrze prowadziła rozmowę. I kilka razy było tak, że zatrzymywała tego telemarketera. Ale on cały czas odwoływał się do emocji. Był to silny szantaż emocjonalny – uważa Joanna Wazowicz, ekspertka ds. sprzedaży i trenerka sprzedaży, która przesłuchała nagranie.

– Widzę tutaj duszę pani syna, przede wszystkim, która bardzo płacze, bardzo chce pani pomóc. Rodzice są też bardzo zrozpaczeni, bo widzę rozpacz od tych starszych dusz. Chcą pani pomóc, połączyć się z panią i ręką pani, poprzez prowadzenie pani dłoni, wykreślić pani kupon Lotto, pani Halino, żeby pani mogła w końcu uzyskać wygraną. Bo dusze znają liczby. I pani, pani Halino, musiałaby rozpalić tak zwane Światło Pojednania. Normalnie to jest cena 900 zł, natomiast dla pani to jest wszystko za 300 zł przygotowane, pani Halino.

– Ja nie mam w ogóle pieniędzy – odpowiedziała starsza kobieta.

– Wbiło mnie w fotel. Przecież ta kobieta przeżywała to wewnętrznie, przypominając sobie swoich ukochanych bliskich. A on to perfekcyjnie wykorzystał, po to, by sprzedać jej ten syf, bo tak to trzeba nazwać – mówi Maciej.

– Nie mam i nie będę miała pieniędzy – tłumaczyła dalej w rozmowie telefonicznej pani Halina.

– Pani Halino, ale przecież to poświęcenie pani rodziców, którzy płaczą i chcą pani pomóc, pani syn chce pani pomóc – usłyszała w odpowiedzi.

– Proszę pana, ale czy pan rozumie, że ja nie mam skąd wziąć? Nie mam, nie pójdę na rozbój.

– Pani Halino, ja mogę pani to, jako dla naszej podopiecznej, opuścić do 250 zł z tych 300 zł.

– Proszę pana, czy pan mnie rozumie, że nie będę miała co jeść?

– Będzie pani miała, bo pani wygra.

– Wydałam na was mnóstwo pieniędzy. I jakoś nic… Nic nie było w stanie mi pomóc, prawda?

– Ale to pani nie na nas wydaje, pani Halino, tylko jest to ofiara dla duchów.

– Ta rozmowa jest zlepkiem różnych reguł wywierania wpływu. Starsze osoby mają duży poziom zaufania do autorytetu, jakim jest osoba, która dzwoni – tłumaczy Joanna Wazowicz.

– Jeżeli pan zdecyduje się założyć za mnie te pieniądze, to jeżeli wygram, to ja panu zapłacę w dwójnasób – powiedziała pani Halina.

– Pani Halino, te 250 zł ofiary dla dusz trzeba złożyć.

– Ale ja dostanę pieniądze dopiero 19.

– To pani się wstrzyma na razie z tą wpłatą, po prostu, i pani Halino, opłaci pani to Światło Pojednania.

– Nie mogę.

– Upraszam panią, przecież rodzice kochali panią ponad życie, pani Halino.

– Wiem, że mnie kochali, wiem. Wiem, że mnie kochali i ja ich kochałam.

– No właśnie, ja jestem medium od wielu lat i nieraz miałem już sytuacje przeróżne, duchowe, ale takie sytuacje zdarzają się rzadko. To jest bardzo duże poświęcenie dusz dla pani, pani Halino.

– Niech pan to przełoży na środę. Coś pożyczę od kogoś.

– Czyli na środę?

– Tak, bardzo proszę, dlatego, że może coś pożyczę.

Kiedy wydaje się, że bezwzględny sprzedawca osiągnął swój cel, okazuje się, że to jeszcze nie koniec rozmowy.

– To zdrowie w ostatnich dniach się u pani pogarszało, czy nie? – zapytał sprzedawca.

– Proszę pana, no nie jest dobrze. Wiele dni nie wychodziłam z domu, bo po prostu serce mi dokucza – odpowiedziała pani Halina.

– Jest możliwość przeprowadzenia dla pani dodatkowo rytuału zdrowotnego w pakiecie. To by było 300 zł wtedy razem.

– Nie, proszę pana, nie mogę już nic więcej.

– Nie chce pani. Dobrze. To ja nie będę naciskał.

– Ci ludzie w teamie ezoterycznym nie mieli żadnych zahamowań, absolutnie żadnych – mówi Maciej i dodaje: – Ja po trzech miesiącach miałem już dość. To miało związek z kobietą, której już nie pamiętam, co sprzedałem, chyba plastry na odchudzanie. Powiedziała mi: „Panie Maćku, powiem panu szczerze. Tyle razy mnie już oszukali. Już miałam z panem nie rozmawiać, ale jest pan tak ciepłą i serdeczną osobą, że panu zaufam. Przywraca mi pan wiarę w ludzkość”. Serce pękło mi na pół.

Maciej odszedł z pracy z silnym postanowieniem, że zrobi wszystko, by firma w końcu przestała wykorzystywać ludzi. Jednocześnie chciał osobiście przeprosić choć kilka ofiar. Towarzyszyliśmy mu z kamerą. Reakcje ludzi były wzruszające.

– Jest mi niezręcznie, bo to była moja naiwność. Bardzo panu dziękuję – oświadczyła jedna z przeproszonych kobiet.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *