Tak, doskonale rozumiem, że sama wszystko popsułam, ale teraz jest już za późno, żeby cokolwiek zmienić. Gosia jest moją jedyną córką. Urodziła się, kiedy miałam prawie czterdzieści lat. Lekarze powiedzieli wtedy, że powinnam dziękować Bogu, że w takim wieku udało mi się urodzić zdrową dziewczynkę. Byłam szczęśliwa. Jedyne, co mi przeszkadzało, to to, że nie jestem już młoda i mogę nie doczekać się wnuków. Dlatego, gdy tylko Gosia skończyła osiemnaście lat, zaczęłam intensywnie szukać dla niej narzeczonych. Oczywiście, córka była tym oburzona. Wystarczyło tylko, że przyprowadziła do domu jakiegoś znajomego chłopaka, a ja od razu zaczynałam dawać do zrozumienia, że chętnie będę go widziała w roli zięcia. Gosia się obrażała i mówiła, że odstraszam jej znajomych.
Ale kiedy przedstawiła mi Jurka i powiedziała, że to jej narzeczony, byłam po prostu w siódmym niebie ze szczęścia. Oczywiście byłam pewna, że od razu po ich ślubie doczekam się wnuka. Ale dzieci miały inne plany. Chcieli przez jakiś czas pożyć dla siebie, pozwiedzać świat i odłożyć trochę pieniędzy. A ja chciałam wnuków już teraz! Prawie codziennie dzwoniłam do córki, żeby zapytać, czy przypadkiem nie jest w ciąży. Kiedy słyszałam, że nie, zaczynałam swoje i próbowałem na siłę powiedzieć jej, co o tym myślę. Czasami byłam tak nietaktowna, że nawet dzwoniłam do zięcia, żeby mu powiedzieć, że chcę mieć wnuki, bo już nie jestem taka młoda.
Kiedyś naprawdę przesadziłam. To były urodziny Gosi. Przyszłam wcześniej, niż mnie zaproszono, bo wtedy uważałam, że mam prawo przychodzić do dzieci, kiedy tylko chcę oraz mówić im, jak mają żyć.
Krótko mówiąc, Gosia szykowała sałatki, a ja postanowiłam w tym czasie usiąść z moim zięciem. Ale, oczywiście, nie potrafiłam mówić o niczym innym niż o wnukach. Jurek próbował taktownie zmienić temat, ale ja nie odpuszczałam.
„A może ty jesteś jakiś chory, że nie możecie dać mi wnuka albo wnuczki?” – wypaliłam bez zastanowienia.
W tym momencie do pokoju weszła moja córka. Popatrzyła na mnie dziwnie i się rozpłakała. Okazało się, że Jurek naprawdę nie może mieć dzieci, ale nie chcieli tego mówić.
Ale ja, zamiast po prostu przeprosić dzieci, jeszcze dolałam oliwy do ognia, doradzając mojej córce, żeby zostawiła takiego „wybrakowanego” męża. Gosia spojrzała na mnie z urazą.
– Skoro tak, – powiedziała surowo, – to poproszę cię, żebyś opuściła mój dom i nigdy więcej nie wracała.
Tego dnia zdałam sobie sprawę, co narobiłam. Tak bardzo chciałam mieć wnuki, że straciłam dzieci.
Córka nie chciała ze mną rozmawiać, bo obraziłam jej męża.
Minęło kilka lat. Próbowałam odbudować nasze relacje, ale wszystko na marne. Dzieci rozmawiają z teściami, ale do mnie nawet nie dzwonią. Nie obrażam się, bo to ja zawiniłam.