Nigdy nie sądziłem, że mój zawód może być przyczyną konfliktów w rodzinie. I chodzi tu o jakieś głupie stereotypy i status, które w ogóle nie mają żadnego znaczenia. Ale jeżeli ludzie już w coś uwierzą, to spróbuj im udowodnić, że nie mają racji. Już mam tego dosyć.
Cała moja rodzina to prawdziwa, jak sami uważają, inteligencja. Rodzice wykładają na uniwersytecie. Studenci nie bardzo ich lubią, ale ich to nie obchodzi. Moja babcia była dyrektorką szkoły, ale słabo sobie radziła i nikt za nią nie płakał, kiedy przeszła na emeryturę.
Mam też ciocię i wujka, oni też są naukowcami. W dodatku ciocia Marta jest żoną pisarza, a wujek Staszek jest nauczycielem chemii i ma tytuł doktora. Możecie sobie wyobrazić, co to znaczy dorastać w takim środowisku. Nie dali mi jednak dobrego przykładu. Od najmłodszych lat miałem wiele pomysłów, marzeń, celów, które chciałem zrealizować. I akurat kilka kierunków studiów i dyplomów w ogóle by mi się do tego nie przydało.
Wręcz przeciwnie, chciałem wybrać zawód, na który jest zapotrzebowanie, a który staje się coraz rzadszy i coraz bardziej potrzebny. Czas mijał, uczyłem się dobrze, bo nauka sprawiała mi przyjemność i przychodziła mi z łatwością. Moi rodzice byli dumni, szczęśliwi i po cichu wszystkim mówili, że po maturze pójdę na najbardziej prestiżową uczelnię informatyczną albo na chemię, z czego najbardziej cieszył się mój wujek.
Ale kiedy skończyłem podstawówkę, postawiłem wszystkich przed faktem, że chcę iść do technikum i zostać elektrykiem. Lubiłem fizykę, dużo umiałem i to był przydatny przedmiot. Potrafiłem już wymienić gniazdko elektryczne – coś, czego mój tata nigdy umiał zrobić. W rodzinie wybuchło prawdziwe zamieszanie. Wspierała mnie tylko moja babcia, która pomogła mi złożyć dokumenty do wymarzonej szkoły. Nawiasem mówiąc, wszyscy są na nią źli i nie chcą z nią przez to rozmawiać. Uczyłem się dobrze, teraz dobrze zarabiam. Oprócz firmy, w której jestem oficjalnie zatrudniony, realizuję prywatne zlecenia, na których całkiem dobrze zarabiam.
Ale nikt we mnie nie wierzy i od 7 lat ciągle krzywo na mnie patrzą. Minęło trochę czasu. Kupiłem luksusowe mieszkanie, dokładnie takie, o jakim marzyłem, za własne pieniądze. Wziąłem kredyt na samochód, który już prawie spłaciłem. Wystarcza mi na wszystko. No i robię to, co lubię i coś, co jest ludziom potrzebne. Rzadko rozmawiam ze swoją rodziną. Ostatnim razem, gdy zebraliśmy się za wspólnym stołem, znowu próbowali robić mi pranie mózgu.
Ciągle powtarzają, że w ich inteligenckiej rodzinie tylko jedna osoba jest czarną owcą. Rozumiecie, że to niby ja. No cóż, żal mi ich.