Od najmłodszych lat starałem się zaoszczędzić na własne mieszkanie. W wieku dwudziestu lat poszedłem do pracy, żeby zarabiać pieniądze na ten właśnie cel. Po kilku latach udało mi się kupić dwupokojowe mieszkanie w nowym budownictwie. Odłożyłem trochę więcej pieniędzy i sam je wykańczałem i urządzałem. Rodzice nie pomagali mi w żaden sposób. Zawsze dbali wyłącznie o mojego brata.
Artur nigdy nie miał ambicji, żeby coś osiągnąć. Porzucił studia i nigdzie nie pracował dłużej niż miesiąc. Żył za pieniądze rodziców. A tata i mama tylko go w tym wspierali. Nie chcieli dać młodszemu synowi możliwości, żeby sam na coś zarobił. Oczywiście do pewnego momentu nie wtrącałem się w ich metody wychowawcze.
Mój brat zaczął myśleć o ślubie. Dziewczyna, z którą się spotykał, zaszła w ciążę i Artur nie miał innego wyjścia. Chociaż niechętnie, ale oświadczył się swojej dziewczynie i się pobrali. Ale Artur nie miał dokąd zabrać swojej młodej żony. Wtedy zwrócił się do mnie.
W tym czasie miałem już własną rodzinę i mieszkałem z żoną w domu, który odziedziczyła po babci. Moje mieszkanie wynajęliśmy, żeby mieć dodatkowy dochód. Ale mój brat uznał, że ma prawo tam mieszkać, bo jesteśmy rodziną.
– Oczywiście, możesz tam mieszkać, – powiedziałem, – ale odkładaj pieniądze na własne mieszkanie.
— W porządku, — powiedział Artur.
Wprowadził się z żoną do mojego mieszkania. Oczywiście, nie brałem od brata żadnych pieniędzy. Miałem nadzieję, że to naprawdę będzie dla niego tymczasowa opcja, dopóki nie znajdzie mieszkania na stałe.
Ale minęły dwa lata, syn brata rósł zdrowo, jego żona była na urlopie wychowawczym, a Artur nadal siedział na karku rodzicom. Nawet nie myślał o tym, żeby szukać pracy, nie mówiąc już o odkładaniu pieniędzy na własne mieszkanie.
Pewnego razu przyjechałem do brata i stwierdziłem, że moje mieszkanie, w którym każdy metr okupiony był moją ciężką pracą, wygląda jak chlew: wszędzie brud, w łazience pleśń, podarte tapety, zniszczone meble. Porozmawiałem o tym z bratem, ale zaczął się usprawiedliwiać, mówiąc, że tak to jest przy małym dziecku.
Tak, wiem, że dziecko może pomalować tapetę, ale kompletny bałagan w moim mieszkaniu to już była robota jego rodziców. Kiedy ostrzegłem brata, że jeżeli nie zrobi porządku, to będę musiał go wyprosić, zaczął się oburzać, że nie mam prawa eksmitować własnego brata, a jeżeli to zrobię, to ciekawe, co powiedzą na to rodzice.
Takie dziecinne pogróżki dorosłego mężczyzny brzmiały co najmniej śmiesznie, więc uznałem, że Artur jednak musi w końcu dorosnąć, wziąć odpowiedzialność za swoje czyny i zacząć myśleć o przyszłości. W związku z tym dałem mu tydzień na opuszczenie mieszkania.
Krewni się obrazili, ale myślę, że zrobiłem dobrze.