Oprócz mojej córki Joasi nie mam nikogo. Mój mąż zmarł dawno temu, kiedy Asia była jeszcze mała. Rodzice już od dawna nie żyją, bo ja sama jestem w wieku emerytalnym. Zawsze miałam nadzieję, że jedynaczka się mną zaopiekuje, ale okazało się inaczej.
Nigdy nie miałam nic przeciwko mojemu zięciowi. Nawet kiedy zdecydował, że lepiej będzie, jak nie będą się pobierali, nie upierałam się przy swoim. Myślałam, że dzieci będą mieszkać ze mną, bo mam aż trzy pokoje, ale zięć stwierdził, że woli wynajmować mieszkanie niż mieszkać z teściową. Wtedy też nic nie powiedziałam i zaakceptowałam ich decyzję. Nigdy nie wtrącałam się w ich związek, a tym bardziej nie nastawiałam córki przeciwko jej mężowi. Zawsze starałam się pomagać tylko finansowo, nie ingerując w życie młodych. Nie przychodziłam też często w odwiedziny. Jeżeli zaproszą mnie na urodziny, to przyjdę, ale bez zaproszenia – broń Boże!
Rozumiałam, jak uciążliwa może być nadmierna troska teściowej, bo sama wiele wycierpiałam w młodości z powodu tego, że matka mojego męża wprowadzała własne zasady w naszym domu. Już wtedy zdecydowałam, że nigdy nie zrobię tego własnym dzieciom. I słowa dotrzymałam. Ani moja córka, ani zięć nie mogą mi zarzucić, że zanudzam ich swoją nadmierną uwagą, bo nawet nie dzwoniłam zbyt często. Swoją miłość okazywałam, odkładając jakąś kwotę z emerytury w kopercie, którą co kilka miesięcy dawałam córce.
Ale niedawno urodziła się moja wnuczka Maja. Byłam bardzo szczęśliwa, bo w końcu zostałam babcią. Tym razem zdecydowałam, że to jest wystarczający powód, żeby choć raz złamać moją zasadę. Poszłam do nich z wizytą bez zaproszenia. Darek otworzył mi drzwi. Widziałam w jego oczach, że moja wizyta nie jest dla niego miłym zaskoczeniem. Przeprosiłam i powiedziałam, że chcę się tylko zobaczyć z wnuczką, na co usłyszałam: „Mogła pani zadzwonić. Nie jesteśmy przyzwyczajeni, żeby ktoś przychodził do nas bez zaproszenia”.
Dla mnie te słowa były jak grzmot z jasnego nieba. Oczywiście, sama wiedziałam, że powinnam była zadzwonić, ale tak mi się spieszyło, żeby zobaczyć się z wnuczką i dać jej rodzicom pieniądze, które odkładałam przez cały rok, że po prostu nie miałam na to czasu. Poza tym nie jestem przecież kimś obcym, żeby przed moim przyjściem trzeba było posprzątać i zastawić stół, żeby zrobić dobre wrażenie. Jestem matką, która po prostu przyszła z wizytą. Ale niestety, nie postąpiłam zgodnie z „protokołem”, więc nie jestem tutaj mile widziana.
Ledwo powstrzymując łzy, wręczyłam Darkowi kopertę z pieniędzmi, które przyniosłam, pogratulowałam mu i szybko wróciłam do domu, nie widząc ani córki, ani wnuczki. Od tamtej pory nie odwiedzam ich, nawet gdy mnie zapraszają. Oni przychodzą do mnie, wtedy bawię się z wnuczką, ale nie przekraczam już progu ich domu. Nie, nie jestem złośliwa, tylko taktowna.