Niedawno obserwowałem taką scenę: młoda matka z wózkiem schodziła po schodach wejściem między piętrami. Sąsiad, mężczyzna po trzydziestce, ją wyprzedził. Ona do niego woła:
– Młody człowieku!
“Młody człowiek” się odwraca:
– Kobieto! Twoje dziecko, twoja sprawa. Sama opuść wózek albo poproś swojego męża. Nie mam obowiązku ciągnąć wózka. Wejdź na piąte piętro, a potem go unieś!
to wszystko z irytacją. Odszedł. Podszedłem do niej i zaoferowałem pomoc w wózku, ale ona uśmiechnęła się:
– Nie trzeba.
Potem z łatwością i szybko opuściła wózek i w końcu wyjaśniła:
– W ogóle chciałam mu powiedzieć, że wypadła mu portmonetka, ale wiesz… Niech tam leży.
Przynajmniej zabić go, nie mogłem się nie zgodzić.