Można powiedzieć, że dorastałem w zamożnej rodzinie. Nigdy mi niczego nie brakowało. Moi rodzice zawsze starali utrzymywać kontakty tylko z osobami o wysokiej pozycji materialnej. Uważają, że coś takiego, jak równość społeczna nie istnieje. Że to twój dochód i styl życia określają cię jako osobę.
Brakowało mi prawdziwych rozmów z dziećmi znajomych moich rodziców. Jedyną rzeczą, jaką zrobili moi rówieśnicy, było porównywanie, kto ma lepszy telefon albo kto co dostał w prezencie.
„Złota młodzież” – tak nas nazywają inni. Tylko, że ja siebie do niej nie zaliczałem. Sam wybrałem kierunek studiów, dostałem się na państwową uczelnię. Ojciec nie załatwiał mi pracy, bo nie było takiej potrzeby, i w ogóle nie rozumiem takiego postępowania.
Uważam, że każdy sam pracuje na swój sukces i to nie powinno zależeć od tego, czy się ma bogatych, czy biednych krewnych. Więc kiedy się zakochałem, oczywiście ostatnią rzeczą, na którą zwracałem uwagę, był status społeczny mojej dziewczyny.
Judyta nie należała do środowiska, z którym, niestety, musiałem utrzymywać kontakty. Była zupełnie inna, nie dbała o bogactwo i znajomości z wpływowymi ludźmi. Pochodziła z wielodzietnej rodziny, pracowała na dwóch etatach, żeby pomóc matce. Tacy ludzie nigdy nie marzą o luksusie.
Spotkaliśmy się przypadkiem – w kolejce do kasy w supermarkecie. Zabrakło jej pieniędzy na zakupy, a ja postanowiłem jej pomóc. Dziewczyna obiecała, że odda “pożyczkę”. Pod tym pretekstem dostałem jej numer, zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, a później się spotykać.
Byłem zdumiony siłą tej dziewczyny. Podczas gdy moi przyjaciele potrafią wydać kilka tysięcy, które dostają od swoich rodziców, dziennie, Judyta zarabia po to, żeby pomóc matce. Mimo to dostrzega uroki życia: zachwyca się nim, obojętnie, czy pada deszcz, czy śnieg. Cieszy się ze zwykłych rzeczy, nie z drogich iPhone’ów, futer i biżuterii.
Dzięki Judycie mogłem zrewidować swoje priorytety i przyłapałem się na myśli, że zawsze byłem właśnie taki, jak ona. Jesteśmy razem już prawie rok i postanowiłem dać jej coś wyjątkowego.
Dla mnie podróżowanie to najlepsza rzecz, jaka może się przytrafić. Postanowiłem więc podarować mojej ukochanej wycieczkę do innego kraju. Przez długi czas wahała się, czy powinna przyjąć tak kosztowny prezent i martwiła się, czy nic nie stanie się w domu, kiedy ona będzie na urlopie. Mimo wszystko udało mi się namówić Judytę i pojechaliśmy na tę wycieczkę.
Judyta aż się rozpłakała ze szczęścia, jak zobaczyła inne życie. Zrozumiałem, że dobrze trafiłem z prezentem. Podczas naszej podróży tak serdecznie mnie przytulała. Byłem bardzo szczęśliwy.
Wróciliśmy z wyjazdu już zaręczeni: od razu poszliśmy do jej mamy i otrzymaliśmy jej błogosławieństwo, a potem odwiedziliśmy moich rodziców.
Nawiasem mówiąc, od samego początku byli przeciwni naszemu związkowi, ale nie zwracałem na to większej uwagi. Kiedy powiedziałem, że poślubię Judytę, moja mama o mało nie zemdlała! Dla nich przyjęcie do rodziny kogoś z biednego środowiska jest straszniejsze niż śmierć.
Od nich błogosławieństwa nie dostaliśmy. Ojciec zagroził, że nie pomoże mi finansowo. Ale czy to mnie kiedykolwiek powstrzymywało? Musiałem wybrać, więc zrezygnowałem z rodziców. To był wybór między blichtrem sukcesu a prawdziwym szczęściem.
Teraz Judyta i ja wynajmujemy mieszkanie, zanim uzbieramy na własne, minie dużo czasu, ale dla nas to nie jest najważniejsze. Moja żona często się martwi, że nie rozmawiam z rodzicami. Ale ja uważam, że rodzice powinni kochać i rozumieć swoje dziecko, więc nie zamierzam się z nimi godzić.