Śmierć członka rodziny jest niezwykle trudnym i bolesnym przeżyciem, z którym, niestety, każdy z nas prędzej czy później będzie musiał się zmierzyć. Czy można oswoić się z tą myślą? Czy da się przyzwyczaić do tego, że ukochane osoby odchodzą? Pielęgniarka paliatywna wyznała, jak to wygląda z jej perspektywy.
Pielęgniarka paliatywna pomaga chorym
Katarzyna Kałduńska jest pielęgniarką paliatywną, a od roku prowadzi hospicjum. Nagrywa również filmy na TikToku, w których opowiada o kulisach swojej pracy zarówno z małymi dziećmi, jaki i z dorosłymi, którzy są u kresu swego życia.
Wielu internautów ciekawiło, czy wraz z biegiem lat i nabytym doświadczeniem w tym zawodzie, można pogodzić się z tym, że bliskie nam osoby kiedyś odejdą. Katarzyna opublikowała wideo, w którym wyjaśniła, jak ona to postrzega i jak to się stało, że zaczęła pomagać umierającym pacjentom.
– Nie od początku byłam taka mądra i taka akceptująca naturalną kolej rzeczy, czyli śmierć. W moim przypadku to był proces. (…) Wszystko się zaczęło od szkoły pielęgniarskiej i od stażu zawodowego. Musiałam przebyć taki staż na różnych oddziałach, żeby mieć pełne prawo wykonywania zawodu. Pamiętam, że trafiłam wtedy na intensywną terapię – wyznała Kałduńska.
Zderzenie ze smutną rzeczywistością było dla niej traumatycznym przeżyciem.
– Przyjechało 5-miesięczne dziecko z nowotworem. Dostało chemioterapię, a po niej stan dziecka się załamał. Rodzice dostali informację, że dziecko umiera i muszą się pożegnać. Ja byłam świadkiem tej całej rozmowy. (…) Łzy same cisnęły się do oczu. Wystrzeliłam z tej sali, wpadłam do łazienki i chlipałam chyba 15-20 minut. Bardzo przeżyłam tę całą sytuację – przekazała.
Praca w hospicjum
Katarzyna pracowała również na oddziale intensywnej terapii wcześniaka, a następnie przez 10 lat w hospicjum dziecięcym.
– Bardzo się tej pracy bałam. Miałam przed nią bardzo duży respekt. Tak naprawdę wychodziłam z założenia, że mogę nie dać rady i będę musiała szukać czegoś innego. Do momentu, kiedy nie poznałam Tomka, mojego pierwszego pacjenta onkologicznego. 17-latka, który umierał na nowotwór kości. (…) Udało się odprowadzić Tomka w spokoju, w atmosferze akceptacji. U Tomka poznałam też ks. Jana Kaczkowskiego. To był nasz wspólny pacjent. Po tym odchodzeniu wiedziałam, że to jest moje miejsce. Oczywiście, przeżyłam to bardzo, ale połknęłam bakcyla. W hospicjum dziecięcym dbaliśmy o życie dzieciaków, szaleliśmy z nimi, spełnialiśmy ich marzenia, dbaliśmy o ich każdy dzień. Oczywiście, przychodził ten moment, gdzie musieliśmy się pożegnać. Wchodziłam w bardzo bliskie relacje, teraz już tego nie robię – podkreśliła TikTokerka.
Ostatecznie Kałduńska założyła dom hospicyjny i pomaga dorosłym osobom.
– W tym momencie można powiedzieć, że zaakceptowałam śmierć. Przestałam się z nią kłócić. Wierzę, że dzięki temu mogę robić tę pracę, bo inaczej, gdybym się z tym procesem kłóciła, po prostu bym zwariowała. Naprawdę uważam, że dobra, spokojna śmierć człowieka w hospicjum domowym czy stacjonarnym to jest sukces i tak na to patrzę – przyznała.
Internauci podziwiają pielęgniarkę za to, co robi dla ciężko chorych pacjentów.
“Jest pani aniołem”, “Jesteście Wielcy. Przez 4 lata miałam do czynienia z pielęgniarkami paliatywnymi, miałam chorego męża. Robicie wielką i piękną robotę”, “Bardzo się wzruszam, kiedy Pani słucham”, “Żałuję, że nie poznałam pani 7 lat temu, gdy umierała moja mama”, ” Jest Pani niesamowitą osobą, wielki szacunek dla Pani” – czytamy w komentarzach.