Narzeczony koleżanki powiedział jej gościom, żeby nie przychodzili na wesele

Niedawno byłam świadkową na tak dziwnym weselu, że aż trudno to opisać. Nie byłam szczególnie zaprzyjaźniona z panną młodą, ale twierdziła, że nie znajdzie lepszej kandydatki na tę funkcję. Ola to moja była koleżanka z klasy. Nie tylko ze mną, praktycznie z nikim się nie przyjaźniła, i to nie tylko w szkole.

Spotkała mnie przypadkiem w parku, za miesiąc przed swoim ślubem. I zaczęła mnie prosić, błagać, prawie płakała. Mówiła, że ​​jeżeli odmówię, to odwoła ślub.

Oczywiście zgodziłam się. A co miałam zrobić? Nie był to też dla mnie żaden wielki kłopot. Zwłaszcza, że panna młoda niczego ode mnie nie wymagała. Wesele miało nie być zbyt duże, tylko 60 osób. Jednak na przygotowania zostało bardzo mało czasu. Przez te kilka tygodni zbliżyłyśmy się do siebie, dużo rozmawiałyśmy. Można powiedzieć, że stałyśmy się prawdziwymi przyjaciółkami. Wszystko wspólnie przygotowywałyśmy, uzgadniałyśmy szczegóły. Ola zaczęła mi opowiadać o swoim narzeczonym.

Grzesiek miał 29 lat, był o 4 lata starszy od nas. Pracował w dużej firmie konsultingowej i sporo zarabiał. Miał własne mieszkanie i samochód. Było jednak widać, że nie to zainteresowało w nim Olę. Opisywała go jako bardzo odważnego, szczerego, miłego i opiekuńczego. Chociaż sprawy materialne też były ważne, Ola nie pochodziła z bardzo bogatej rodziny.

Od 12 roku życia wychowała ją babcia. To ona dała jej wykształcenie i całą swoją miłość. Ola wyrosła na bardzo spokojną i miłą osobę. Na weselu z jej strony miało być tylko 20 osób. Pozostałe 40 to rodzina i przyjaciele pana młodego.

Wesele okazało się co najmniej dziwne. Ola była zaskoczona i zrozpaczona. Kilka razy się rozpłakała, a ja nie mogłam jej uspokoić. Niestety, poza babcią nikt z jej gości nie przyszedł. Byli tylko goście pana młodego. Grzesiek zupełnie nie reagował na stan swojej narzeczonej. Nie uspokoił jej, a za każdym razem próbował zmieniać temat.

Wreszcie ten dzień minął. Powinien być najszczęśliwszym dniem w życiu Oli, ale jakoś wszyscy mieli popsuty nastrój. Od tego czasu długo nie rozmawiałam z Olą. Byłam świadkową na jej ślubi i to wszystko. Ale po tygodniu sama mnie odnalazła, bo nie miała nikogo bliższego.

Zadzwoniła do mnie i poprosiła o spotkanie. Wbiegła do kawiarni cała we łzach i powiedziała, że ​​występuje o rozwód. I że nigdy więcej nie chce widzieć swojego męża. Oczywiście nie rozumiałam, co się dzieje. Na początku po prostu milczałam.

Ale potem zaczęłam pytać. Co się w ogóle stało? Może Ola trochę przesadza i nie wydarzyło się nic strasznego? Ale jej odpowiedź naprawdę mnie zaskoczyła.

Okazało się, że pan młody zrobił jej „niespodziankę”. Jej goście nie przyszli, ponieważ on i jego matka zadzwonili do wszystkich i powiedzieli, że ślub jest odwołany.

To Grzegorz zapłacił za uroczystość, więc postanowił nie powiększać kosztów o gości panny młodej. To było bardzo obraźliwe. Jeżeli pierwszego dnia wszystko zaczęło się od kłamstwa, to nie ma szans, żeby było lepiej. Teraz całkowicie zgadzałam się z Olą. Pomogłam jej nawet złożyć pozew.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *