Kiedy zmarł mój mąż, przez długi czas mieszkałam sama z synem. Miał już 26 lat, więc ciągle mu powtarzałam, żeby się ożenił i postarał o dzieci, bo na zawsze zostanie kawalerem. A co to za człowiek bez rodziny?
No i dwa lata temu Jacek w końcu przyprowadził do domu moją synową. Powiedział, że wzięli cichy ślub i teraz Ewa będzie z nami mieszkać. Oczywiście, nie byłam zachwycona. Inaczej to sobie wyobrażałam – myślałam, że zorganizujemy wspaniałe wesele, a potem zamieszkają osobno.
Zawsze uważałam, że małżeństwo powinno mieszkać we własnym gniazdku, a nie z rodzicami. Mój mąż i ja, nawet gdy nam było bardzo ciężko, nigdy nie wróciliśmy do domu rodziców. Sami rozwiązywaliśmy nasze problemy.
Tego samego chciałam dla Jacka, ale przekonał mnie, że będzie lepiej, jak zostaną w moim mieszkaniu. Jakby co, zawsze będę ich miała pod ręką, Ewa pomoże w sprawach domowych, a poza tym będą spokojni, że nic mi się nie stanie. Zastanowiłam się i przyznałam, że jest w tym trochę prawdy, więc pozwoliłam młodym zostać. Szczerze mówiąc, chciałam się zaprzyjaźnić z moją synową, bo pomyślałam, że może będzie dla mnie jak córka.
Ale Ewa niweczyła wszystkie moje próby nawiązania bliższego kontaktu. Prawie się do mnie nie odzywała, a kiedy syn wychodził do pracy, zamykała się w swoim pokoju i nie wychodziła z niego bez potrzeby. Zastanawiałam się, dlaczego moja synowa nie pracuje i nawet nie próbuje znaleźć sobie jakiegoś zajęcia. Co innego, gdyby zajmowała się domem, ale gospodyni z niej była żadna. Nigdy nie gotowała, o sprzątaniu to w ogóle przemilczę – wszystko było na mojej głowie.
Musiałam gotować dla wszystkich – nie mogłam przecież pozwolić, żeby mój syn chodził głodny. Ewie nigdy nic nie odpowiadało – jej zdaniem gotowałam niezdrowo i tłusto. No cóż, lepiej tak, niż wcale, bo przy niej to mój Jacek bardzo szybko mógłby uschnąć na wiór.
Syn starał się nie wtrącać w nasze konflikty, nie stawał po żadnej stronie. Chociaż przyznam, że liczyłam na jakieś wsparcie z jego strony, bo nie kłamałam przecież ani niczego nie wymyślałam. Często, gdy Jacek był w pracy, słyszałam, jak Ewa rozmawia z kimś przez telefon, po czym szykuje się i gdzieś idzie. Zawsze mówiła, że na spacer, ale jej nie wierzyłam. Pewnego dnia postanowiłam sprawdzić, z kim się tak często spotyka. Poszłam za nią, ale się okazało, że byłam w błędzie – rzeczywiście umówiła się z koleżanką. Mimo wszystko, wciąż byłam wobec niej podejrzliwa.
W zeszłym roku mój syn powiedział mi, że wkrótce zostanę babcią. Byłam bardzo szczęśliwa, bo od dawna marzyłam o wnukach. Ale wtedy zaczęłam mieć wątpliwości, czy to na pewno będzie mój wnuk?
Pewnego dnia, kiedy wracałam z zakupów, zobaczyłam Ewę z jakimś mężczyzną. Szli chodnikiem, śmiali się głośno i żywo o czymś dyskutowali. Tego samego dnia postanowiłam o tym porozmawiać przy kolacji. Kiedy powiedziałam, że ją dzisiaj widziałam, Ewa zaczerwieniła się i zaraz potem zbladła, ale wytłumaczyła, że przyjechał jej kuzyn, a ona oprowadza go po mieście. Oczywiście, nie uwierzyłam w tę bajeczkę i zaproponowałam Ewie, żeby zaprosiła kuzyna jutro do nas.
Następnego dnia wszystko przygotowałam i czekałam na odwiedziny „kuzyna”. Jakież było moje zdziwienie, kiedy przyprowadziła zupełnie innego mężczyznę! Ewa mogła pomyśleć, że nie widziałam dokładnie, z kim była i nie zapamiętałam jego twarzy. Wtedy już byłam całkowicie pewna, że moja synowa coś ukrywa przede mną i moim synem.
Przed narodzinami wnuka postanowiłam nie wracać już do tego tematu, ale potem pomyślałam, żeby w tajemnicy przed wszystkimi zrobić test DNA na ojcostwo.
Ten moment wreszcie nadszedł, mój syn w końcu został tatą! Uśmiech nie znikał z jego twarzy, widziałam, jaki był szczęśliwy, więc już zaczęłam mieć wątpliwości, czy warto w ogóle robić ten test. Ale dla spokoju ducha jednak się odważyłam. Pobrałam próbki, wysłałam do kliniki i nie mogłam się doczekać odpowiedzi. Dwa tygodnie oczekiwania ciągnęły się nieznośnie długo, aż wreszcie mogłam odebrać wyniki. Kiedy wróciłam do domu, otworzyłem kopertę i, pełna nadziei, poszukałam rubryki, która powinna wskazywać, czy mój syn jest rzeczywiście biologicznym ojcem chłopca.
Ale niestety, okazało się, że moje podejrzenia nie były bezpodstawne. To dziecko nie było moim wnukiem. Długo myślałam, jak poinformować o tym Jacka. Najpierw porozmawiałam z synową. Powiedziałam jej wszystko wprost, bez ogródek, a ona nawet nie zaprzeczała, tylko słuchała w milczeniu. Zanim mój syn wrócił z pracy, spakowała się i wyszła z domu. Napisała tylko sms-a do Jacka, w którym go o wszystkim poinformowała.
Od tego czasu minął rok. Jacek rozwiódł się z Ewą, a teraz spotyka się z inną kobietą. Mam nadzieję, że tym razem historia się nie powtórzy i wszystko między nimi będzie się dobrze układać.