Płakałam, a mój mąż powiedział, że jego rodzice mają takie same prawa do naszego syna jak ja.

Jesteśmy małżeństwem od 7 lat, mamy jednego syna, a mój mąż chce mieć więcej dzieci. Ale ja nie – ze względu na jego matkę.

Kiedy się pobraliśmy, to Grześkowi bardzo zależało, żebyśmy najpierw zamieszkali w domu jego rodziców. No cóż, takie dostał instrukcje od matki.

Życie w domu teściów było dla mnie koszmarem. Czułam się, jakbym żyła cudzym życiem. Musiałam wstawać tak wcześnie, jak moja teściowa, gotować i jeść to, co oni lubią i zachowywać się, tak jak idealna synowa – czyli wszystkim usługiwać.

Kiedy byłam w ciąży, matka mojego męża kontrolowała wszystko: co jadłam, co piłam, z kim rozmawiałam przez telefon i na którym boku spałam. Kupiła mi też ubrania, bo wiedziała lepiej, co będzie wygodne dla kobiety w ciąży i jakie kolory nie będą miały złego wpływu na nienarodzone dziecko.

Kiedy urodził się mój syn, przebywanie w ich domu zrobiło się jeszcze bardziej nie do zniesienia. Codziennie płakałam, bo nigdy nie mogłam być z dzieckiem sam na sam, nawet w nocy. Teściowa i teść przychodzili do naszego pokoju, kiedy tylko chcieli, i w dzień, i w nocy. Oczywiście prosiłam męża, żebyśmy się wyprowadzili, ale powiedział, że nie mamy dokąd.

Teraz rozumiem, że wtedy było mu tak po prostu wygodnie – mną i dzieckiem opiekowała się jego matka, a on mógł całkowicie oddać się pracy. Grzesiek nigdy nie pomógł mi wykąpać naszego syna, nigdy go nie przewinął i nigdy nie nakarmił. Wszystko zawsze robiła za niego matka. A to, że sama mogę sobie poradzić, nikogo nie interesowało, bo babcia bardzo chciała zajmować się wnukiem.

Do teściów często przychodzili goście, a ja musiałam wtedy spokojnie siedzieć w swoim pokoju z dzieckiem w ramionach i płakać. Dlaczego? Bo w sąsiednim pokoju panował śmiech i hałas, który nie pozwalał spać mojemu miesięcznemu synkowi. Teściowa kazała mi przynosić jej wnuka i pokazywać go wszystkim, a pijany teść zawsze podchodził pocałować dziecko i brał je na ręce. Wiele razy próbowałam wytłumaczyć mężowi, że tak się nie robi, ale on zawsze wtedy powtarzał, że jego rodzice mają takie same prawa do naszego syna, jak ja. Krzyczał na mnie, trzaskał drzwiami i wychodził. A to, że codziennie płakałam i byłam przygnębiona – nikomu to nie przeszkadzało. Teściowej to chyba nawet sprawiało radość, bo uważała, że ​​tak powinno być.

Potem było jeszcze gorzej: matka Grześka ciągle wyrywała mi dziecko z rąk, nie pozwalała mi kąpać syna i chciała być dla Mateuszka najważniejszą kobietą w jego życiu. Doprowadziła do tego, że mój syn nie mógł bez niej zasnąć, a w ciągu dnia płakał i chciał się bawić tylko z nią.

Nie mogłam już znieść takiego życia, więc pewnego wieczoru spakowałam się i powiedziałam mężowi, że pojadę z synem do hotelu, a potem znajdę jakieś mieszkanie i się przeprowadzę. Najpierw Grzesiek krzyczał na mnie i groził, że odbierze mi syna, ale kiedy po tej awanturze straciłam pokarm, poddał się. Pewnego wieczoru przyszedł i powiedział, że wynajął dla nas mały domek na wsi i że się tam przeprowadzimy.

Od tego czasu minęło 5 lat. Mąż namawia mnie na drugie dziecko, ale kategorycznie się temu sprzeciwiam. Nie chcę, żeby teściowa znowu spędzała przy mnie każdą chwilę. Ostatnio powiedziała mi nawet, że nie ma znaczenia, czy to pierwsze dziecko, czy trzecie, po wyjściu z porodówki każde powinno mieszkać u niej, żeby mogła pomóc i mieć wszystko pod kontrolą.

Byłam wtedy zszokowana jej słowami. A kiedy tylko pomyślę o mieszkaniu w domu mojej teściowej, wpadam w panikę i zaczynam się trząść z nerwów. Czy ta kobieta nie rozumie, że mamy własną rodzinę i sami sobie możemy ze wszystkim poradzić? Teraz w ogóle nie chcę już rodzić.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *