Anastazja była dziewczyną moich marzeń. Wszystko w niej było takie eteryczne i delikatne. Nie wahałem się ani sekundy, zanim się jej oświadczyłem, ponieważ wierzyłem, że tylko z nią mogę stworzyć silną rodzinę, mieć dzieci i stać się najszczęśliwszym mężczyzną na świecie.
Wszystko było dobrze, dopóki nie zaczęliśmy omawiać szczegółów naszego ślubu. Najpierw miał być ślub, potem wesele, a następnego dnia planowaliśmy wyruszyć w wymarzoną podróż poślubną. Omówiliśmy styl, w jakim chcemy mieć wesele, liczbę gości, miejsce, cel naszej podróży poślubnej, wybraliśmy nawet hotel, ale jeden szczegół wszystko zepsuł.
W dniu, w którym mieliśmy złożyć wszystkie potrzebne dokumenty, powiedziałem Anastazji, że bardzo się cieszę, że wkrótce będzie nosiła moje nazwisko.
– Co? – moja narzeczona była zaskoczona. – Niby z jakiej racji?
– Jak to? – nie zrozumiałem. – Zostaniemy mężem i żoną, będziesz teraz częścią naszej rodziny, więc przyjmiesz nasze nazwisko. Tak robią wszystkie kobiety.
Anastazja skrzywiła się, jakbym powiedział coś obrzydliwego.
– Ja nie jestem jak wszystkie! – podniosła dumnie głowę. – Jeszcze się nie zorientowałeś? I nie chcę zmieniać nazwiska, moje mi się podoba. Może lepiej ty przyjmiesz moje?
– Co? – byłem jednocześnie zdziwiony i zły. – Przecież wszyscy będą się ze mnie śmiać. Ale skoro tak, to może ty wcale nie chcesz wychodzić za mnie za mąż?
Miałem nadzieję, że taka ostra odpowiedź nieco ostudzi moją narzeczoną. Ale tak się nie stało. Anastazja potraktowała to jako osobistą zniewagę.
– Nie chcesz mi ustąpić w takiej drobnej sprawie, – powiedziała, – to jak w ogóle mamy się dogadać?!
Po chwili zastanowienia dodała:
– Wiesz co, chyba rzeczywiście nie musimy się pobierać. W końcu, jeżeli od samego początku kłócimy się w takiej sprawie, to boję się budować z tobą poważniejszy związek.
Anastazja sobie poszła, a ja nie mogłem pojąć, jak moglibyśmy się pokłócić o taką drobnostkę. Czy to może nie jest drobnostka? Jak uważacie?