Po ślubie zamieszkaliśmy z moimi rodzicami, którzy absolutnie nie ingerowali w nasze życie. Moja mama jest taka, że boi się, żeby ktoś się na nią przypadkiem nie obraził, a ojciec jeszcze bardziej. Ale doskonale rozumieliśmy, że miejsca dla nas wszystkich nie wystarczy, zwłaszcza jak urodzą się dzieci.
Dlatego kiedy dowiedzieliśmy się, że ciotka mojego męża, która nie miała dzieci, zostawiła nam w spadku cały dom, byliśmy niesamowicie szczęśliwi. Co prawda, dom był w innym mieście, ale i ja, i Radek pracujemy zdalnie, więc miejsce zamieszkania nie było dla nas aż takie ważne. Wręcz przeciwnie, cieszyłam się, że to rodzinne miasto mojego męża, obok mieszkają też teściowie, a moje relacje z nimi w tamtym czasie były doskonałe, bo nie widywaliśmy się często. Myślałam, że tak będzie zawsze.
Ale gdy tylko wprowadziliśmy się do domu, który zapisała nam w spadku ciotka, rodzice męża zaczęli się intensywnie interesować naszym życiem. Teść przychodził do mojego męża prawie codziennie i powtarzał, że Radek musi sobie znaleźć „normalną” pracę w jakiejś firmie, a nie siedzieć przez cały dzień przy komputerze. O ile jeszcze mój mąż mógł jakoś kategorycznie odpowiedzieć własnemu ojcu, to w moim przypadku z teściową było na odwrót.
Pani Renata, oprócz tego, że wyjaśniła mi, czym mam karmić jej syna, to jeszcze zaczęła planować mój wolny czas.
– Moglibyście hodować kury, – powiedziała teściowa, – miejsca macie bardzo dużo, na co wam tyle? A tu sobie zrobicie grządki, żeby mieć swój szczypiorek i pietruszkę.
– Pani Renato, – próbowałam spokojnie wytłumaczyć teściowej, że to nie wchodzi w nasze plany. – Chcemy postawić tu altanę i zrobić trawnik, a nie kurnik z ogródkiem warzywnym. Proszę wybaczyć, ale zrobimy po swojemu.
Teściowa obraziła się i sobie poszła. Ale wyglądało na to, że po kilku dniach mi wybaczyła i przyszła z propozycją, żebyśmy urządzili parapetówkę.
– No co? – teściowa spojrzała na mnie i na mojego męża. – Zaprosimy całą rodzinę. Na szczęście będziecie mieli gdzie wszystkich przenocować. Tu się zmieści co najmniej dziesięć osób.
Spojrzeliśmy z mężem po sobie.
– Wybacz, mamo, – mój mąż postanowił działać zdecydowanie i natychmiast, – ale skoro to jest nasz dom, to my będziemy decydowali, czy robimy parapetówkę, czy nie. A jeżeli będziemy potrzebowali twojej albo ojca rady, w tej czy innej sprawie, to was zapytamy. A na razie, do widzenia.
Teściowie strasznie się obrazili i teraz w ogóle nas nie odwiedzają. Rozumiem, że trzeba by było się z nimi pogodzić, ale szczerze mówiąc, nasz spokój jest dla mnie cenniejszy…