Często spotykałyśmy się w kawiarni niewielką grupą znajomych. Z czasem niektóre z nas przyprowadziły koleżanki, inne przyjaciółki, a towarzystwo zrobiło się większe. Wprawdzie teraz nie wszystkie tak dobrze się znałyśmy i chyba nie wszystkim to się podobało, ale kontynuowałyśmy tradycję naszych babskich wieczorów. Renata pojawiła się wśród nas niedawno, niecały rok temu. Miała niełatwy charakter i była dość impulsywna, ale ze wszystkimi potrafiła znaleźć wspólny język. Jednak ostatnio rozwiodła się z mężem i część z nas zmieniła swój stosunek do niej.
Jej męża widziałyśmy tylko kilka razy na czyichś urodzinach i przy jakiejś okazji podczas wspólnego wyjścia. Był inteligentny, ale nie nudny, zawsze celnie żartował, pomagał potrzebującym, ale szczególnie troszczył się o Renatę. Ciągle trzymał ją za rękę, otulał płaszczem i, prawdę mówiąc, był bardziej opiekuńczy niż inni mężczyźni w towarzystwie. To właśnie zapamiętałyśmy. Wszystkie wciąż mówiłyśmy o tym, jakie to Renata ma szczęście.
Renata była jego przeciwieństwem. Trochę arogancka z natury, z sylwetką całkowicie zgodną z jej charakterem. Była silna i krępa, wysoka i nieco toporna. Nie była gruba, ale nie można jej było nazwać delikatną.
Kiedy więc pewnego dnia Renata przyszła na nasze spotkanie i zaczęła opowiadać, że rozwiodła się z mężem, wszystkie byłyśmy zaskoczone. Szczególnie zdumiały nas jej słowa o byłym mężu:
– Co to za mężczyzna? Nie facet, tylko jakiś ślimak. Ni pies, ni wydra. To był najwyższy czas, żeby się rozwieść i wykopać go na zbity pysk.
Wysłuchałyśmy jej, ale widać było, że niewiele z nas całkowicie ją popierało.
Z każdym kolejnym spotkaniem coraz trudniej było nam znosić Renatę. Bardzo chętnie opowiadała o szczegółach rozwodu. Powiedziała, że odebrała mężowi mieszkanie i samochód, że zostawiła go z niczym, i że wyrzuciła go z domu jak psa.
Rozumiałyśmy, że po prostu musi się wygadać i miałyśmy nadzieję, że wkrótce wszystko się uspokoi.
Ale jeszcze kilka miesięcy po rozwodzie opowiadała, że widziała go w jakimś lokalu ze znajomymi i zastanawiała się, dlaczego spędza czas w barach i kawiarniach. Czy naprawdę ma nadzieję, że poderwie kogoś z jego charakterem i skromnością?
– Jest cichy i szary jak mysz. Kto by na niego zwrócił uwagę? No i ma już swoje lata. Na dodatek mieszka w wynajętym mieszkaniu, też coś – prychnęła niegrzecznie Renata.
Byłyśmy już szczerze zmęczone wysłuchiwaniem tego. Te jej komentarze psuły nastrój i atmosferę naszych spotkań. Najbliższa przyjaciółka Renaty nie wytrzymała i powiedziała:
– Cóż, sama z nim mieszkałaś przez wiele lat, jakoś jednak zwróciłaś na niego uwagę. A mieszka w wynajętym mieszkaniu, bo ty zostałaś na trzech pokojach.
Renata nic nie odpowiedziała, ale tego wieczoru nie obrażała już swojego byłego męża.
Ja i moje przyjaciółki opuściłyśmy kilka naszych spotkań, żeby nie widywać Renaty tak często i nie wysłuchiwać, jak wylewa brudy na ukochaną kiedyś osobę. Zwłaszcza że, jak się okazało, sama zainicjowała rozwód.
Aż kiedyś spotkałyśmy się ponownie, a Renata była bardzo smutna. Nie arogancka, nie agresywna, po prostu smutna. Powiedziała, że zadzwonił do niej były mąż i zaprosił ją na swój ślub. Powiedział, że nie wie, czy to wypada, ale tyle lat byli razem, że nie są przecież obcymi ludźmi. Powiedział, że spotkał swoją szkolną miłość i następnego lata planują się pobrać.