Moja żona pragnęła dziecka prawie od razu, jak tylko się pobraliśmy. Długo starałem się odwlec tę decyzję, bo myślałem, że to jeszcze za wcześnie. Ale jesteśmy tylko ludźmi i nie możemy kontrolować wszystkiego. Żona zaszła w ciążę rok po ślubie. Byłem bardzo zaskoczony, bo udało się za pierwszym razem. Wiedziałem to na pewno, bo pracuję jako kierowca ciężarówki i rzadko bywam w domu.
Chociaż moja żona często widuje się z przyjaciółmi, nie miałem powodów do zazdrości. W naszym związku zawsze układało się dobrze, ufamy sobie. W przeciwnym razie zwariowałbym przy takiej pracy. Żona była niesamowicie szczęśliwa, dowiedzieliśmy się, że będziemy mieli syna. Od początku wiedziałem, że dziecko będzie bardziej podobne do mnie, bo cała moja rodzina wygląda prawie tak samo. Opowiadano mi, że już od czasów mojej prababci ludzie śmiali się z naszej rodziny, że wyglądamy wszyscy jak identyczne kopie.
Dlatego moja żona nawet się nie łudziła, że zobaczy w dziecku cokolwiek z siebie. Wreszcie urodził się nasz syn – Michał! Ale jak wielkie było moje zaskoczenie, kiedy zobaczyłem dziecko z rudymi włosami i zielonymi oczami. Bo ja jestem brunetem o brązowych oczach, nawet nie szatynem, tylko brunetem. A moja żona jest naturalną blondynką.
Po powrocie ze szpitala do domu postanowiłem nie poruszać tego tematu, ale zacząłem coś podejrzewać, bo jeden z kolegów mojej żony ma rude włosy… Synek miał już 4 miesiące, a ja nie mogłem już tego dłużej wytrzymać. Miałem już dość znoszenia tego, że każdy, kto widzi naszą rodzinę żartuje sobie, że nie brałem udziału w poczęciu naszego dziecka.
Powiedziałem żonie o moich podejrzeniach i zaczęliśmy się kłócić. Tłumaczyła mi, przysięgała, że mnie nie zdradziła. Uznałem, że nie ma innego wyjścia – muszę zrobić test DNA. Zrobiliśmy to i okazało się, że Michał jest moim synem. Lekarz wyjaśnił, że dziecko może mieć kolor włosów nawet po dalekich krewnych albo po rodzicach mamy, czy taty.
Bardzo długo przepraszałem żonę, że jestem takim głupkiem.