Dorastałam w dużej i kochającej się rodzinie – mama, tata i moi dwaj starsi bracia. Mieszkaliśmy w domu na obrzeżach miasta. Ojciec dostał go w spadku po swoich rodzicach, którzy zmarli kiedy miał 21 lat.
To był mały domek: mieliśmy kuchnię, łazienkę, sypialnię rodziców, sypialnię chłopców, a ja już spałam na kanapie w salonie. Szczerze mówiąc było nam ciasno, a mama zawsze marzyła o kupnie większego i nowocześniejszego domu. Tylko, że ojciec nie chciał się nigdzie przeprowadzać. Mury starego domu były mu bardzo bliskie – mieszkał w nich przez całe życie i przypominały mu rodziców.
Pewnego wieczoru, kiedy jedliśmy kolację, tacie zadzwonił telefon. Podczas rozmowy zbladł i nie mówiąc nic nikomu wybiegł z domu i pojechał gdzieś swoim samochodem.
Wrócił nie sam, tylko ze swoją siostrą i dwójką jej małych dzieci. Ciocia Ola mieszkała w wiosce pod miastem, była na urlopie wychowawczym, a jej mąż pracował za granicą.
Nasi nocni goście weszli do domu brudni i zapłakani. Pamiętam, że wszyscy się wtedy bardzo przestraszyliśmy. Mój ojciec zebrał nas wtedy w kuchni i wyjaśnił, że ciocia Ola, Wojtek i Daria będą teraz z nami mieszkać, ponieważ ich dom się spalił. Nikt nie powiedział ani słowa, ale widziałam, że naszej mamie nie spodobała się ta wiadomość.
Rano rodzice bardzo się kłócili, myśleli, że nikt ich nie słyszy. Ciocia Ola również usłyszała ich kłótnię, ale w milczeniu przełknęła łzy i udawała, że nic nie zauważyła, bo nie miała innego wyjścia.
Rozumiem też naszą mamę, bo teraz musiała opiekować się nie tylko trojgiem dzieci i mężem, ale jeszcze szwagierką i jej małymi dziećmi. Później ojciec wyszedł do pracy, głośno trzaskając drzwiami. Przez kolejne dni mama szykowała dla wszystkich jedzenie, zawoziła nas do szkoły, sprzątała, pomagała cioci w opiece nad dziećmi, biegła do sklepu po jedzenie dla niemowląt i pieluchy, a wieczorem jeszcze odrabiała z nami lekcje. Trudno było się uczyć w tak zatłoczonym i głośnym domu.
Po trzech tygodniach życia w taki sposób moja mama się zmęczyła. Nie rozmawiała już z ojcem na ten temat, ale powiedziała bezpośrednio do ciotki: „Ola, kiedy wynajmiesz mieszkanie? Strasznie tu mamy ciasno, moi chłopcy śpią na podłodze, żeby wasze maluchy spały na łóżkach. A twój mąż kiedy ma zamiar wrócić do domu?” Ciocia nie odpowiadała, tylko płakała. Atmosfera w naszym domu była taka, jakby wybuchła w nim bomba niezrozumienia i złości.
Ale pewnego dnia moja mama zmieniła zdanie. Nagle w naszym domu pojawił się poważny problem – mój brat został potrącony przez samochód na przejściu dla pieszych i potrzebował transfuzji. Miał rzadką grupę krwi, żadne z nas nie mogło mu przekazać swojej. Wtedy okazało się, że ciocia Ola jest jedynym odpowiednim dawcą.
Oczywiście ciocia bez wahania pojechała do szpitala i oddała krew. Mój brat został uratowany. Mama wtedy płakała i całowała ją po rękach, przepraszając za swoje zachowanie.
Nie było już mowy, żeby ktokolwiek się wyprowadzał. Siostra taty mieszkała u nas jeszcze przez dwa miesiące, a potem przyjechał wujek Irek, mąż mojej ciotki i kupił im stary dom niedaleko od nas. Wujek pracował za granicą od kilku lat, więc udało mu się sporo zarobić. Nie mógł jednak przyjechać wcześniej, bo pracował na kontrakcie i musiał dokończyć zlecony projekt.
Od tego czasu minęło już 15 lat, wszyscy dorośliśmy. Ale zawsze spotykamy się na święta w domu naszych rodziców i dobrze pamiętamy, że jesteśmy silną rodziną – mamy krewnych i bliskich, którzy zawsze w razie potrzeby przyjdą na ratunek.