Moja mama rozwiodła się z ojcem i zdecydowała, że ​​teraz będzie mieszkać u nas.

Całe życie marzyłam tylko o tym, żeby wyprowadzić się od rodziców i nareszcie mieć święty spokój. Coraz trudniej było mi wytrzymać pod jednym dachem z matką. Tak się złożyło, że ma bardzo trudny charakter i nie da się z nią spokojnie żyć na co dzień. Chyba dlatego mój ojciec nie mógł już tego znieść i rozwiedli się po 30 latach małżeństwa.

Moja mama ciężko przeżywała rozwód. Nie mogła pogodzić się z tym, że wszystko odbyło się bez jej zgody. Przez pewien czas mieszkała z babcią, ale pewnego dnia zjawiła się u nas razem z całym swoim dobytkiem.

– Witajcie moi drodzy, teraz będę z wami mieszkać. Córeczko, chyba przyda ci się moja pomoc? – powiedziała chytrze.

Wiedziała, że ​​nie wystawimy jej za drzwi, zwłaszcza że przyszła wieczorem. Ale wcale nie potrzebowałam jej pomocy, wręcz przeciwnie, byłabym zadowolona, ​​gdyby moja mama do niczego się nie wtrącała. Ale to by było niemożliwe. Już kiedy siedziała w kuchni z filiżanką herbaty, zaczęła doszukiwać się skaz na czystości naczyń. Mówiła na przykład: “Och, córeczko, nic nie potrafisz zrobić, daj, wymyję to po ludzku.” To było strasznie denerwujące, od razu przypomniałam sobie jak byłam dzieckiem, a ona zmuszała mnie do mycia podłogi 5 razy z rzędu, bo jej zdaniem nie była wystarczająco czysta.

Ale z szacunku dla gościa milczałam i miałam tylko nadzieję, że mama wkrótce się od nas wyprowadzi. Mojemu mężowi było wszystko jedno – i tak był w pracy od rana do wieczora, więc najważniejsze dla niego było to, żeby obiad był przygotowany i żeby nikt nie zawracał mu głowy. Ja miałam trochę więcej obowiązków, bo chociaż oficjalnie nie pracowałam, to dorabiałam sobie przez Internet, ta praca zajmowała mi 3 godziny dziennie. Mój dzień był całkowicie wypełniony: wstać rano, obudzić wszystkich, zaprowadzić syna do przedszkola, iść po zakupy, posprzątać dom, wyprać, wyprasować, ugotować, pracować, odebrać synka, przygotować obiad, nakarmić wszystkich, pobawić się z synkiem, potem go umyć, samej wziąć prysznic, położyć dziecko i dopiero wtedy miałam czas na odpoczynek.

No i teraz do tego wszystkiego doszła jeszcze matka, która jest ciągle niezadowolona ze wszystkiego. Profilaktycznie zaczęłam pić melisę, bo wiedziałam, że niedługo nerwy mi nie wytrzymają.

Wspólne życie z mamą trwało tydzień, podczas którego prawie nie spałam, bo zanim skończyłam całą pracę, zanim wszystko poprawiłam (bo mamie zawsze coś się nie podobało), to zostawały mi 3 godziny na sen. Wreszcie nie mogłam już tego znieść i postanowiłam porozmawiać z matką. Rozmowa zaczęła się spokojnie, podziękowałam jej za to, że pomaga przy wnuku i przy okazji zapytałam, kiedy planuje się od nas wyprowadzić. W odpowiedzi usłyszałam coś, przez co prawie od razu osiwiałam.

– Ale nie mówiłam ci? Zostanę u was na stałe, nie cieszysz się? – to nie była prośba ani pytanie.

Nagle środki uspokajające chyba przestały działać, prawie zaczęłam na nią krzyczeć. Powiedziałam, że ​​tak na pewno nie będzie, mój mąż, syn i ja jesteśmy oddzielną rodziną, a ona powinna mieszkać osobno. Byłam już taka zdesperowana, wiem, że nie wypada wypraszać mamy, ale co mi pozostało? Byłam na skraju wytrzymałości.

– Nie wygonisz mnie stąd, to mieszkanie jest zapisane na mnie, więc mam pełne prawo tu mieszkać, – ciągnęła mama.

Byłam wstrząśnięta. Nigdy nie sądziłam, że dojdzie do tego, że zaczniemy dzielić wszystko na „twoje” i „moje”. No i w zasadzie ona i ojciec podarowali nam to mieszkanie w prezencie ślubnym. Nie miałam nic więcej do powiedzenia matce. Poczekałam, aż Konrad wróci z pracy, opowiedziałam mu wszystko i zaczęliśmy się zastanawiać, co robić.

Opcji było kilka, pierwsza – zostawić wszystko tak, jak jest, a wtedy po jakimś roku oszaleję. Druga – poprosić o radę ojca, a trzecia – to wynajmiemy sobie mieszkanie. Szczerze mówiąc, chociaż może nie powinnam tak myśleć, ale byłam gotowa zapłacić każde pieniądze tylko po to, żeby nie mieszkać z mamą.

Zaczęliśmy więc od drugiej opcji. Ale nic nam to nie dało, ojciec tylko machnął ręką i potwierdził, że mieszkanie jest rzeczywiście zapisane na moją matkę i nic na to nie można poradzić. A znając ją, żadne perswazje ani błagania nic nie dadzą. Poszliśmy więc do biura nieruchomości i zaczęliśmy szukać nowego mieszkania. Nie mieliśmy pieniędzy na to, żeby je kupić, więc zdecydowaliśmy się wynająć. Wkrótce znaleźliśmy takie, które nam się spodobało i pozostało tylko się przenieść.

Postanowiłam nie mówić nic mamie, po cichu pakowałam rzeczy i się stopniowo wyprowadzaliśmy. Wiem, jak ona umie manipulować – narzekałaby, że sama sobie nie poradzi i tak dalej.

Tak właśnie zresztą było, kiedy już całkiem się przeprowadziliśmy i postawiłam ją przed faktem. Usłyszałam, że nie mam sumienia i że jestem złą córką. Ale nie miałam najmniejszego  zamiaru zmieniać tej decyzji.

Od tego czasu minęły 3 miesiące. Czasem do niej dzwonimy, a czasem mama nawet zabiera wnuka na spacer. A ja w końcu przestałam pić melisę i znowu mam święty spokój.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *