Mój mąż zdradził nas wszystkich, a dzieci, gdy dorosną, niech same zdecydują, czy chcą przebaczyć ojcu.

Mariusz i ja pobraliśmy się, kiedy byliśmy jeszcze studentami piątego roku na uniwersytecie. Mieliśmy wtedy po 25 lat, oboje byliśmy jeszcze bardzo młodzi i zieloni. Pobraliśmy się tak wcześnie, bo zaszłam w ciążę. Mój chłopak nie chciał wtedy jeszcze zakładać rodziny, więc śmiało mogę powiedzieć, że jego rodzice kazali mu się ze mną ożenić.

Po ślubie zamieszkaliśmy u teściów, a niedługo później urodziła się nasza córka. Ale jej narodziny niewiele zmieniły w życiu mojego męża: często wychodził z kolegami, wyjeżdżał beze mnie nad rzekę albo w góry i często pozwalał sobie na to, żeby nie nocować w domu. Oczywiście nie byłam zadowolona z takiego życia, ale nic nie mogłam na to poradzić. Starałam się więc nie myśleć o złych rzeczach i całkowicie oddałam się macierzyństwu.

Za to z teściami mi się poszczęściło. Zawsze starali się mnie wspierać, zwracali uwagę Mariuszowi i tłumaczyli mu, że jeżeli ktoś ma rodzinę, to tak się nie zachowuje. W pewnym momencie mój mąż miał dosyć ciągłego pouczania i kiedy nasza córka miała 2 lata, wynajął nam osobne mieszkanie.

Wtedy między nami zrobiło się jeszcze gorzej. Mariusz często wracał do domu pijany, a kilka razy nawet podniósł na mnie rękę. Pieniędzy też na nic nie wystarczało, ale dzięki Bogu, pomagali nam rodzice. I tak żyliśmy: ja zajmowałam się córką i  domem, a Mariusz robił, co chciał i cieszył się życiem.

Mniej więcej rok później po raz drugi zaszłam w ciążę. Bardzo chciałam mieć synka, a Mariusz, o dziwo, też nie miał nic przeciwko drugiemu dziecku. Oczywiście bałam się rodzić przy takim nieodpowiedzialnym mężu, ale przecież nie dokonałabym aborcji.

Na drugim USG dowiedziałam się, że moje dziecko ma jakąś wadę. Opowiedziałam o tym mężowi, a on na to odrzekł, że poradzimy sobie ze wszystkim i zaakceptujemy naszego syna takim, jakim jest. Poczułam się wtedy przepełniona szczęściem: w końcu mój Mariusz stał się dobrym i wrażliwym człowiekiem, takim, jakim był przed naszym ślubem. Wierzyłam, że się zmienił. Ale to jeszcze nie wszystko.

Od razu po urodzeniu nasz syn musiał zostać poddany operacji, ale nie było nas na nią stać. Wtedy moi rodzice wzięli pożyczkę i dali nam te pieniądze. Obudziłam się następnego dnia rano i zobaczyłam, że nie ma ani mojego męża, ani pieniędzy na operację. Na stole leżała tylko notatka: „Znalazłem inną, przepraszam. Nie mogę już tak żyć, to mnie wyniszcza.”

To wszystko. Mariusz zniknął z naszego życia. Udało nam się znowu zebrać pieniądze na operację, mój synek już ma się dobrze. Co prawda, moi rodzice nadal spłacają tamtą pożyczkę, ale nie jest aż tak źle. Teściowie też pomagają nam finansowo, a ojciec moich dzieci wyprowadził się ze swoją kochanką nad morze – na koszt moich rodziców.

Wiecie co, za całą tę sytuację mogę obwiniać tylko siebie, bo to ja za długo patrzyłam na życie przez różowe okulary i poślubiłam niewłaściwą osobę. Poradzimy sobie bez Mariusza, a dzieci, gdy dorosną, same zdecydują, czy przebaczyć ojcu.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *