Już drugi rok z rzędu moja młodsza córka studiuje na akademii medycznej. Sama chciała iść na medycynę, a my jako kochający rodzice tylko ją w tym wspieraliśmy. I, jak się okazało, nie na próżno.
Pewnego dnia umówiłam się z Olą po jej zajęciach. Czekałam na nią w centrum miasta, bo miałyśmy iść do galerii handlowej i wybrać prezent dla jej taty – zbliżały się jego urodziny.
Ale o wyznaczonej godzinie córka nie przyszła, a jej telefon nie odpowiadał. Poczekałem jeszcze trochę i szybko wróciłam do domu – miałam nadzieję, że tam jest. Ale Oli nie było w domu. Wtedy się przestraszyłam nie na żarty: przychodziły mi do głowy same czarne scenariusze, które nie pozwalały mi nawet jasno myśleć. Zadzwoniłam do męża i starszej córki, i wszyscy zaczęliśmy dzwonić do znajomych, do szpitala, na policję, a nawet do kostnicy, bo nie wiedzieliśmy, co myśleć i co zrobić w takiej sytuacji.
Tak minęła nam cała noc. A rano Ola sama wróciła do domu. Wyglądała na wyczerpaną. Przeprosiła nas, bo nie miała jak nas poinformować, gdzie jest. Miała ku temu ważny powód, a jej telefon zepsuł się podczas wczorajszych zajęć.
Córka opowiedziała, że jakaś kobieta została potrącona przez samochód w pobliżu uczelni. Ola nie mogła przejść obok tego obojętnie, więc podbiegła i zaczęła udzielać jej pierwszej pomocy. Kiedy przyjechała karetka, nie chciała zostawić tej osoby w tarapatach i pojechała do szpitala razem z nią. Była tam aż do rana, bo wtedy znaleziono syna kobiety, który niezwłocznie przyjechał do szpitala.
Następnego dnia ten mężczyzna zadzwonił do drzwi naszego mieszkania i zaczął dziękować Oli. Jak się okazało, syn potrąconej kobiety pracuje jako dziennikarz w lokalnej gazecie i kilka dni później ukazał się tam artykuł o mojej córeczce. Mężczyzna jeszcze raz w nim podziękował Oli i opowiedział o niej, jaką jest wrażliwą i szlachetną osobą, i jaką będzie wspaniałą lekarką w przyszłości .
Jestem bardzo dumna z mojej córki, która wyrosła na prawdziwego Człowieka.