Ja i mój mąż nie jesteśmy już młodzi. Czas beztroski, kiedy każdego nowego znajomego uważało się za kolegę, jeżeli nie przyjaciela, już dawno minął. Teraz mamy obok siebie tylko najbliższych ludzi, wypróbowanych przez czas i życie.
Mój mąż ma dobrego kolegę, Maćka. Przez wiele lat pracował na kierowniczych stanowiskach w administracji państwowej, na dawnym podwórku swoich rodziców zbudował solidny dom, co 2-3 lata zmieniał samochody i regularnie wyjeżdżał na wakacje. Cóż można powiedzieć, życiowo był zabezpieczony.
Tylko jedna rzecz była zła, bardzo wcześnie owdowiał i został sam ze swoją ośmioletnią córką Zuzią. Maciek nie ożenił się po raz drugi. Nie wiadomo, dlaczego tak się stało, ponieważ kandydatek do roli jego żony było wiele.
Trzeba przyznać, że Maciek był dobrym ojcem i opiekował się córką nie gorzej niż kobieta. Zaplatał jej nawet warkocze.
Córka Maćka ukończyła liceum z wyróżnieniem, studiowała na uniwersytecie, a następnie zaczęła rozwijać własny biznes. Zaczynała od małego salonu fryzjerskiego, a wkrótce miała już sieć salonów kosmetycznych.
Sprawy układały się u Zuzi bardzo dobrze. Już sama była przedsiębiorcza, ale Maciek też nie raz pomagał córce, wszak miał dobre koneksje. Zuzia od dawna mieszka osobno, kupiła mieszkanie i samochód na kredyt. Nie zapomniała o ojcu, często go odwiedzała, sprzątała, gotowała. Kilka razy wyjeżdżali razem na urlop.
Zuzia wyszła za mąż, kiedy Maciek miał 60 lat. Wyprawili huczne wesele, a Maciek był szczęśliwy, że jego córka się ustatkowała, a on sam mógł teraz cieszyć się spokojnym życiem.
Ale nie wszystko poszło zgodnie z oczekiwaniami. Zuzia spodziewała się dziecka, ale ciąża miała ciężki przebieg. W szpitalu spędziła prawie całe 9 miesięcy. Potem, kiedy urodziła, przez kilka miesięcy była w domu z dzieckiem. W tym czasie jej mąż zajmował się firmą. Może nie miał takiej przedsiębiorczej żyłki jak Zuzia, może to przez koronawirusa i pandemię, a może to wszystko razem, ale biznes szedł źle. Przez kilka miesięcy z rzędu zero zysku, same straty. Większość salonów trzeba było zamknąć, reszta ledwo wychodziła na zero.
Zuzia straciła wszelką nadzieję, że sami poradzą sobie z problemami i zwróciła się o pomoc do ojca. Zaczęła go prosić, żeby sprzedał dom, za część pieniędzy kupił sobie jednopokojowe mieszkanie, a resztą spłacił jej kredyty.
Ostatnimi czasy Maciek sam czasami zaczynał rozmowę o tym, że zdrowie mu już dokucza, pieniędzy brakuje, trudno mu utrzymać duży dom i się nim zajmować. Ale kiedy córka zaproponowała zamianę domu na kawalerkę, z jakiegoś powodu uparł się, że nie i koniec.
– Wychowałem cię, córeczko, wykształciłem, postawiłem na nogi. Teraz nadszedł czas, żebyś sama rozwiązywała własne problemy. Przyjdzie czas, to może sprzedam dom, ale nie teraz, – Maciek odmówił córce.
Zuzia odeszła z niczym i nie komunikowała się z ojcem przez jakieś pół roku. Maciek natomiast uważał, że jego córka nie ma się o co obrażać i też z dumą znosił tę przerwę w relacjach. Często nas odwiedzał i godzinami narzekał na córkę. Wyglądało, jakby udowadniał coś nie nam, tylko sobie.
Pewnego dnia Zuzia przyjechała do domu Maćka z dzieckiem i rzeczami. Poinformowała, że mąż ją zostawił, firma doszczętnie zbankrutowała, mieszkanie i samochód zabrał bank za długi, i teraz będzie mieszkać z ojcem.
Relacje między nimi wcale się nie poprawiły. Zuzia była zła na Maćka za to, że nie pomógł jej w trudnej chwili. Zarzucała mu, że to przez niego zostawił ją mąż, bo wszystkie kłótnie w ich rodzinie były przez ojca. Tak naprawdę nie mieszkali razem, tylko współegzystowali.
Maciek zaczął strasznie żałować, że nie sprzedał domu. Kilka razy jeździł do zięcia, namawiał go, żeby wrócił do Zuzi, obiecywał pomoc, ale on nawet nie chciał się z nim widzieć.
Maciek strasznie się martwi, wyrzuca sobie, że zrujnował życie córce, ale moim zdaniem to wszystko nie jest takie proste.