Moja żona i ja pobraliśmy się 5 lat temu, a spotykaliśmy się jeszcze od szkolnych czasów. Jak się okazało, udało nam się zmienić nastoletnią miłość w dojrzałe uczucie i silne małżeństwo.
Miałem całkiem dobre relacje z rodzicami Iwony, często prosili mnie o pomoc, a ja chętnie się na to godziłem.
Jak tylko się pobraliśmy, nie mieliśmy własnego mieszkania. Rodziców nie było na nie stać, a my z racji wieku nie zarabialiśmy tak dużo. To, że będziemy mieszkać osobno, nie podlegało nawet dyskusji. Oboje uważaliśmy, że młoda rodzina powinna sama się utrzymywać, a nie siedzieć u rodziców na karku.
Oboje z żoną właśnie skończyliśmy studia i szukaliśmy pracy. Część pieniędzy z wesela przeznaczyliśmy na wynajem i utrzymanie się do pierwszej pensji, a resztę odłożyliśmy. Planowaliśmy zarobić wystarczająco dużo, dołożyć do tego zaoszczędzone pieniądze i kupić sobie małe mieszkanko. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że nie wszystko będzie takie proste.
Na początku nasze życie przypominało romantyczny film. Tak, większość dnia spędzaliśmy w pracy, ale wieczorem, kiedy wracaliśmy, cieszyliśmy się sobą, wychodziliśmy i świetnie się bawiliśmy. Postanowiliśmy nie spieszyć się z dziećmi. Uważaliśmy, że najpierw powinniśmy mieć mieszkanie i dobrze zarabiać, żeby dzieciom niczego nie brakowało. Ale naszym rodzicom nie podobało się takie podejście. Wszyscy oprócz nas byli przekonani, że dziecko trzeba urodzić prawie natychmiast, bo „co to niby za rodzina?”
Ale oboje z Iwoną byliśmy stanowczy i przecież nikt nie mógł nas do niczego zmusić.
Mieszkaliśmy we dwoje przez jakieś dwa lata, zajmowaliśmy się karierą i całkiem dobrze zarabialiśmy. Robiliśmy wszystko zgodnie z planem – pensję Iwony odkładaliśmy, a moja szła na życie. Mogliśmy kupić własne mieszkanie dosłownie za dwa lata, ale życie miało na nas inny plan.
Pewnego dnia moja żona poskarżyła się, że źle się czuje. Najpierw pomyślałem, że to zwykłe przeziębienie, ale objawy były jednak inne. Trwało to kilka dni i w końcu Iwona postanowiła pójść do lekarza. Okazało się, że moja żona jest w ciąży. Nasza reakcja to była prawdziwa burza emocji – nawet nie wiedzieliśmy, czy mamy się cieszyć, czy nie. Z jednej strony dzieci są super, ale z drugiej – jeszcze ich nie planowaliśmy. Postanowiliśmy wszystko przemyśleć w domu i zastanowić się, co robimy dalej.
Musieliśmy dokładnie się zastanowić, jak szybko zdobyć pieniądze, bo do zakupu mieszkania zostało nam już bardzo mało czasu. Wiedzieliśmy też, że dziecko oznacza wysokie koszty, to nie jest tania przyjemność.
Kiedy poinformowaliśmy rodziców, że wkrótce zostaną dziadkami, byli bardzo szczęśliwi i nie mogli się doczekać narodzin wnuka. Starali nam się pomóc w zakupach i prawie na wyścigi kupowali ubranka i pieluchy. Podzieliliśmy się też z nimi naszymi wątpliwościami co do finansów, bo wynajmowanie mieszkania, narodziny dziecka, życie – na to mojej jednej wypłaty na pewno nie wystarczy.
Wtedy moi teściowie zaproponowali, żebyśmy na jakiś czas zamieszkali z nimi. Obiecali pomóc przy wnuku i powiedzieli, że pieniądze zaoszczędzone na wynajmie będę mógł zainwestować w zakup mieszkania. Omówiliśmy to z Iwoną i uznaliśmy, że to będzie dużo tańsze rozwiązanie, a pomoc przy dziecku też nam się przyda, więc przystaliśmy na tę propozycję.
No, ale jakoś oczekiwania rozminęły się z rzeczywistością. Niemal już w pierwszych dniach teściowa zdecydowała, że skoro u nich mieszkamy, to muszę kupować jedzenie dla wszystkich i opłacać rachunki. Myślałem, że koszty będziemy dzielili na pół, ale teściowa nalegała.
Żeby się znowu z nią nie kłócić, bez słowa za wszystko płaciłem. Iwona też nic nie mogła powiedzieć matce. Mieszkaliśmy u nich, więc musieliśmy trzymać się ich zasad.
Kiedy urodził się nasz syn, stosunki z teściową jeszcze się pogorszyły. W ogóle nikogo już nie słuchała, jakby to nie był jej wnuk, tylko syn. Pieniądze, które zarabiałem, ledwo wystarczały, a apetyt mojej teściowej się nie zmniejszał. Musiałem się rozliczać z każdego grosza i bardzo mnie to już męczyło.
Postanowiłem porozmawiać z Iwoną, bo wiedziałem, że długo nie wytrzymam. Okazało się, że ona też nie była zadowolona z mieszkania z matką i zaczęliśmy zastanawiać się nad rozwiązaniem tego problemu. Chyba tak bardzo nas wykańczała ta sytuacja, że już po pół godziny wiedzieliśmy, co zrobimy.
Przeliczyliśmy oszczędności i zdaliśmy sobie sprawę, że brakuje nam tylko 30 tysięcy. W porównaniu z całą kwotą to naprawdę było niewiele, więc zdecydowaliśmy się na pożyczkę. Miesięczna rata była dokładnie taka, ile wynosił czynsz za wynajem, ale mogliśmy już przynajmniej mieszkać we własnym domu.
Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Pośrednik znalazł nam mieszkanie, które nie wymagało remontu i można się było od razu wprowadzać. To było właśnie to, co nam odpowiadało. Na wykończenie mieszkania potrzebne by było jeszcze dużo czasu i pieniędzy. Gdy tylko dostaliśmy pożyczkę, od razu kupiliśmy upragnione mieszkanie.
Co prawda, teściowa nie była z tego zadowolona, ale my nie pytaliśmy jej o zdanie. Wyprowadziliśmy się bardzo szybko i wreszcie mogliśmy żyć w spokoju, tylko we własnym gronie. A z rodzicami naprawdę lepiej jest utrzymywać dobre relacje, ale na odległość.