Chcę wam dzisiaj opowiedzieć zabawną historię. Mój trzyletni synek niedawno poszedł do przedszkola. Oczywiście, wiele razy słyszy tam pytania typu – kim są rodzice, jak mają na imię, gdzie pracują. Pewnego dnia wychowawczyni poprosiła mnie o chwilę rozmowy. Po naszym spotkaniu o mało nie pękłem ze śmiechu.
Szczerze mówiąc, to przed pójściem do przedszkola Filip nie interesował się za bardzo tym, czym się z żoną zajmujemy zawodowo. Mówiliśmy mu tylko, że idziemy do pracy i wiedział że rano odprowadzamy go do przedszkola, a po południu odbieramy. Ale ostatnio ten temat zaczął go bardzo interesować, raz nawet poprosił, żebym opowiedział mu coś o mojej pracy. Pewnie inne dzieci dużo opowiadały o zawodach rodziców, więc nasz syn też chciał. Poważnie, próbowałem wszystko mu wytłumaczyć, ale w rezultacie doszło do nieporozumienia, które doprowadziło mnie i do wstydu, i do śmiechu.
Przyznajcie sami: lekarzowi łatwo jest wytłumaczyć dziecku, że leczy ludzi, a nauczycielowi – że uczy w szkole. A co z tymi, których zawody nie są takie oczywiste i zrozumiałe dla małych dzieci? No i właśnie nauczycielka zadzwoniła do mnie i powiedziała, że chce porozmawiać ze mną w cztery oczy. Kiedy przyjechałem, atmosfera była dość napięta, więc pomyślałem, że Filip coś narozrabiał, albo że coś mu się stało.
– Pana syn podczas zajęć całej grupy, na pytanie: „Kim jest twój tata?” odpowiedział, że jest pan pianistą w burdelu! Nie wstyd panu mówić takie rzeczy przy dziecku?!
Przez co najmniej minutę stałem z otwartymi ustami, zanim wydałem z siebie choćby jeden dźwięk. Później zacząłem się śmiać, ale przeprosiłem za siebie i syna.
– Chodzi o to, że jestem programistą, piszę rozproszone systemy komputerowe, ale mamy taki bałagan w pracy, że czasem wracam do domu i skarżę się żonie. Syn pewnie to usłyszał i wszystko źle zrozumiał. Ale jak mam wyjaśnić 3-letniemu dziecku, czym jest programowanie? Chociaż przyznam, nie powinienem używać słowa “burdel”. Już będę się bardziej pilnował.
Wyszedłem z przedszkola po tym, jak dałem nauczycielce słowo, że porozmawiam z Filipem i wszystko mu wyjaśnię. Nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Naprawdę trzeba uważać, co się mówi przy dzieciach, bo mogą wszystko zinterpretować inaczej! To kolejny dowód na to, że trzeba z nimi stale rozmawiać i wszystko dokładnie tłumaczyć, najlepiej prostym i jasnym językiem. Bo później trzeba się tłumaczyć przed wychowawcami i nauczycielami… Ale myślę, że nie ograniczę się tylko do opowiadania o mojej pracy. Jutro wezmę syna ze sobą do firmy. Będzie mógł z każdym porozmawiać i zobaczyć na własne oczy, czym tak naprawdę zajmuje się jego ojciec.