Mam na imię Julia, urodziłam się w patologicznej rodzinie. W czasach, gdy wiele dzieci chodziło z rodzicami do parku, jeździło na pikniki do lasu, dostawało prezenty na święta, ja za każdym razem tylko obrywałam od mamy. Moja matka dużo piła i często byłam przez nią bita, myślała, że w ten sposób mnie odpowiednio wychowa.
Wszystkie wieczory starałam się spędzać u naszej sąsiadki, babci Teresy , bo tak ją nazywałam. Była to samotna kobieta, ale bardzo dobra, karmiła mnie, pomagała w odrabianiu lekcji, a nawet prosiła swoje koleżanki o ubrania dla mnie. Nie wiem, jak bym dorastała, gdyby nie babcia Teresa. Dzięki życzliwej sąsiadce, wyrosłam na dobrego człowieka, mogłam wybrać sobie zawód, a nawet udało mi się dostać na studia, gdzie potem znalazłam pracę na pół etatu.
Kiedy miałam 20 lat, zmarła ukochana babcia, był to dla mnie szok i zostałam praktycznie sama. Swoje mieszkanie zapisała mi w testamencie, straciłam członka rodziny, ale stałam się właścicielką lokalu.
Pewnego dnia poznałam Adriana w restauracji, w której pracowałam jako kelnerka. Nie wiem, co mu się we mnie podobało. Mężczyzna był ode mnie starszy o 16 lat, dobrze zarabiał, był biznesmenem. Zaczął mnie podrywać i bardzo ładnie się do mnie zwracał, a ja szybko się w nim zakochałam. Po roku czasu, nasza znajomość zakończyła się małżeństwem.
Wkrótce po ślubie zaszłam w ciążę, dalej studiowałam, zajmowałam się domem. Adrian zażądał, abym rzuciła pracę, bo jego żona nie będzie harować jako kelnerka – zgodziłam się. Ciążę przeszłam bardzo dobrze, podobnie jak poród, urodziłam cudowną, zdrową i bardzo piękną córeczkę, daliśmy jej na imię Lidia.
Byłam bardzo szczęśliwa, że wracam do domu, w którym opiekowałam się dzieckiem i dbałam o porządek. Niby wszystko szło dobrze, ale czułam, że coś się zmieniło w stosunku Adriana do mnie. Przestał zwracać na mnie uwagę, był wpatrzony tylko w Lidię. Próbowałam z nim rozmawiać, ale wszystkie nasze dyskusje kończyły się kłótnią. Bardzo bolała mnie ta sytuacja, nie mogłam zrozumieć, co się dzieje. Adrian zabrał mnie do psychiatry, gdzie zdiagnozowano u mnie depresję poporodową, następnie wywiózł mnie do prywatnej kliniki psychiatrycznej.
Mężczyzna oznajmił, że potrzebował mnie tylko po to, żebym urodziła mu dziecko. Okazuje się, że ma żonę, którą kocha, ale ona nie może dać mu potomka, więc poznał mnie i dowiedział się, że nikogo nie mam, więc ten fakt wykorzystał. Powiedział, że zostanę zwolniona z zakładu psychiatrycznego tylko wtedy, gdy oddam dziecko i nie będę miała żadnych roszczeń do córki. Gdybym odmówiła, podaliby mi bardzo silne leki i zrobiliby ze mnie prawdziwą wariatkę.
Tak zakończyło się moje szczęśliwe życie małżeńskie. Cały czas płaczę z bezradności i strasznie tęsknię za moją córeczką, którą bardzo kocham.
Jednak kiedy wyjdę niedługo ze szpitala, zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby odzyskać moją kochaną Lidię. Nie pozwolę, aby ktoś mi ją odebrał, bo dziecko powinno być wychowywane przez własną matkę!