Adoptowaliśmy chłopca z domu dziecka

Wracałam pod wieczór z pracy i koło piekarni spotkałam moją dawną koleżankę z klasy. Porozmawiałyśmy o życiu, ile to lat minęło od ukończenia szkoły, kto gdzie pracuje, o naszych rodzinach. Jak się okazało, Ala jest kierowniczką domu dziecka. Ja pracuję jako księgowa w niedużej firmie. Odkąd widziałyśmy się po raz ostatni, minęło ponad dziesięć lat. Nawet nie zauważyłam, jak przy naszej rozmowie minęła cała godzina. Przerwał nam telefon od mojego Piotrka, był już w domu i czekał na mnie, zapytał, co ugotować na kolację. Odpowiedziałam, że spotkałam koleżankę z klasy i trochę się spóźnię. Wyjaśniłam Ali, że jestem mężatką od siedmiu lat, ale tak się złożyło, że nie możemy mieć dzieci. Wymieniłyśmy się numerami telefonów i postanowiłyśmy umówić się kiedyś na spotkanie.

Kiedy wróciłam do domu, zobaczyłam, że Piotrek przygotował już kolację i podał ją na stół. Spojrzałam na niego i powiedziałam, że byłby wspaniałym ojcem. Odpowiedział z uśmiechem, że taki już jest. Opowiedziałam mu o Ali i o tym, że pracuje w domu dziecka. Dodałam, że może to jest nasza szansa na adopcję dziecka? Piotrek w zasadzie nie był temu przeciwny, martwił się tylko o to, jakie geny może mieć to dziecko. Byłam pewna, że ​​mój mąż i ja potrafimy dobrze wychować dziecko, ale tego, co odziedziczy po biologicznych rodzicach, nie da się zmienić. Bo co, gdyby okazali się alkoholikami albo jeszcze gorzej? Ta myśl nie dawała mi spokoju, ale mimo to umówiłam się na spotkanie z Alą w przyszłym tygodniu. Będzie okazja, żeby o tym porozmawiać.

Nadszedł dzień naszego spotkania, umówiliśmy się z Alą w kawiarni niedaleko naszego domu. Zaczęliśmy mówić o tym, że być może chcielibyśmy adoptować dziecko. Podzieliłam się z Alą moimi obawami co do tego, że do domów dziecka trafiają dzieci z różnych rodzin. Część dzieci jest sierotami, ale część rodziców po prostu straciła prawa do dziecka z najróżniejszych powodów. Ala powiedziała, że ​​tak, są u nich dzieci z różnych rodzin, ale pomyślała o jednym chłopcu, któremu bardzo potrzebna by była rodzinna opieka. Chłopiec jest cichy i bardzo spokojny. Postanowiliśmy z Piotrkiem, że pojedziemy do domu dziecka, żeby przyjrzeć się temu chłopcu. I rzeczywiście był bardzo cichy, nawet trochę przestraszony.

Zajęliśmy się kompletowaniem dokumentów adopcyjnych. Na szczęście Ala nam w tym pomogła, szybko dostaliśmy akceptację i dopełniliśmy wszystkich formalności. Ale w domu zaczął się prawdziwy koszmar. Chłopiec miał na imię Adam, bardzo polubił Piotrka i we wszystkim go słuchał, ale na mnie absolutnie nie zwracał uwagi i ignorował wszystkie moje prośby. Pewnego dnia wstałam rano i wychodząc do pracy zobaczyłam, że moja torebka jest pocięta nożyczkami.

Tak to trwało przez około trzy miesiące. Ciągle miałam nadzieję, że przyzwyczai się do mnie, do nowej sytuacji i też mnie zaakceptuje. Ale moja cierpliwość się wyczerpała, kiedy zobaczyłam go w nocy pośrodku kuchni z nożem w dłoniach. Nie wiadomo, co chciał zrobić. Zdecydowaliśmy się oddać Adama z powrotem do domu dziecka. Złożyliśmy wniosek o rozwiązanie adopcji. Najwidoczniej nie mieliśmy szczęścia.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *