To, czego nie dało się przewidzieć, wydarzyło się w miejskim szpitalu na oddziale położniczym – 30-letnia kobieta zmarła tuż po porodzie. Jej serce po prostu nie wytrzymało. Bliźnięta zostały bez mamy, a ojciec nie spieszył się, żeby je odebrać.
Andrzej w tamtej chwili po prostu zapomniał, że teraz życie córeczek jest tylko w jego rękach. Siedział w domu i topił swoją rozpacz w wódce. Telefon miał wyłączony. Nie chciał nikogo widzieć ani słyszeć, ogromny ból po prostu sparaliżował jego umysł i świadomość.
Bardzo kochał swoją żonę, była dla niego jedyną radością życia, najukochańszą osobą na świecie. Iza bardzo chciała mieć dziecko, chociaż wiedziała, że lekarze zdecydowanie jej to odradzali. Od dzieciństwa miała chore serce.
Pomimo ryzyka postanowili jednak spróbować. Uzgodnili wcześniej z dobrym lekarzem, że poród odbędzie się przez cesarskie cięcie. Ale stało się coś, czego nie można było przewidzieć – przedwczesny poród z powikłaniami, po których dziewczynki przeżyły, a ich matka nie.
Andrzej nie widział sensu dalszego życia. Nie chciał nawet widzieć swoich dzieci, bo uważał, że to one są winne tego, co się stało. Ukojenia szukał w alkoholu.
Dzieci zostały odesłane do domu dziecka, ponieważ nikt z krewnych się po nie nie zgłosił. Miesiąc po tym tragicznym wydarzeniu przyjechała matka Izy, która dopiero niedawno dowiedziała się o tym, co się stało. Tragiczna wiadomość dotarła do niej przez znajomego na portalu społecznościowym.
Mama Izy mieszkała za granicą i nawet nie wiedziała o śmierci córki. Nikt jej o tym nie poinformował. Nie było w tym nic dziwnego, bo sama Iza nie przepadała za swoją matką. Od dawna nie utrzymywały ze sobą kontaktu. 15 lat temu kobieta zostawiła 15-letnią córkę i wyjechała do swojego nowego kochanka do Australii.
Teściowa Andrzeja najpierw odwiedziła dom dziecka, a następnie poszła do swojego zięcia. Ledwie go poznała: wychudzony, blady, brudny mężczyzna, pod wyraźnym wpływem alkoholu.
Kobieta doprowadziła zięcia do porządku, zabrała go do szpitala, gdzie odzyskał świadomość i rozpoczął leczenie. Wtedy powiedziała Andrzejowi, że widziała jego córki i że to są żywe kopie Izy. Wyznała zięciowi, że miała sen, w którym jej córka poprosiła ją, żeby przyprowadziła córki do ojca, ponieważ jest im tam bardzo źle.
Mężczyzna wreszcie powrócił do rzeczywistości. Po leczeniu zajął się formalnościami, żeby odzyskać dziewczynki. Było tam kilka niuansów prawnych, ale nie będziemy wchodzić w szczegóły.
Dzieci w końcu wróciły do domu, a ojciec płakał i nie odchodził od nich ani na krok. Teściowa Andrzeja wróciła do swoich ciepłych krajów, a zięć już nigdy więcej nie zajrzał do kieliszka i ciężko pracował. Zrozumiał, że trudno mu będzie samemu z dwójką dzieci, ale skoro los tak zdecydował, to postanowił, że nigdy i nikomu nie odda już swoich córeczek.