Niedawno dowiedziałam się, że moja daleka krewna zostawiła mi w spadku swoje mieszkanie na małym osiedlu w naszym mieście Ponieważ mam swój dom, to mieszkanie postanowiłam sprzedać albo wynająć. Ale najpierw trzeba je było obejrzeć i uporządkować – to stary budynek, więc mieszkanie na pewno będzie wymagało trochę pracy. Ciocia mieszkała tam ponad trzydzieści lat i, o ile wiem, długo nie robiła remontu. Żeby wszystko dobrze ocenić, potrzebowałam sporo wolnego czasu, którego wciąż mi brakowało.
Ze względu na dużą ilość pracy, postanowiłam obejrzeć mieszkanie dopiero w następny weekend. W sobotę z samego rana już tam byłam. Na początku nie mogłam otworzyć drzwi, zamek się zacinał – ale dałam radę. Mieszkanie rzeczywiście wymagało remontu. Trzeba będzie jeszcze wymienić meble i hydraulikę – postanowiłam, że zainwestuję trochę pieniędzy i wszystko uporządkuję. Mieszkanie zawsze się przyda, może dam je wnukom. Po oględzinach próbowałam zamknąć drzwi, ale mój klucz znów się zaciął, tym razem na amen. Zapukałam do pierwszych lepszych drzwi, żeby poprosić o pomoc.
Otworzył mi starszy, mniej więcej 80-letni pan – sprawiał wrażenie bardzo zadbanego i przyjaznego. Sąsiad chętnie mi pomógł z drzwiami – okazało się, że jest dość silny jak na swój wiek. Zaczęliśmy rozmawiać. Powiedziałam, że jestem daleką krewną Haliny Kwolek i że teraz będziemy sąsiadami. Wyjaśniłam, że właśnie przyjechałam obejrzeć mieszkanie, ale klucz ciągle się zacina – pewnie zamek jest zardzewiały. W skrócie wyjaśniłam, że sama bym sobie z tym nie poradziła, a na wezwanie ślusarza nie miałam czasu.
Starszy pan z kolei opowiedział o sobie. Mieszka w tym domu od prawie czterdziestu lat, ale przez ostatnie dwa lata sam, bo wtedy zmarła jego żona. Ma dwóch synów, czworo wnucząt, a nawet dwoje prawnuków. Powiedział to z taką miłością – podał imiona wszystkich swoich krewnych. Powiedział, że dzieci prosiły go, żeby zamieszkał z nimi, ale nie chciał się przeprowadzać – tu jest mu wygodniej, bo ma swój kąt i nie chce przeszkadzać dzieciom. Ale synowie i wnukowie często go odwiedzają – przyjeżdżają po kilka razy w tygodniu i przywożą jedzenie i wszystko, czego potrzebuje. O nic ich nie prosi, ale sami chcą mu pomóc.
A dziś jest ten dzień, kiedy mają przyjechać prawnuki – dziadek jest bardzo szczęśliwy i już kupił dla nich słodycze i książki. Mówił, że od najmłodszych lat stara się przyzwyczaić maluchy do czytania, a wszystko po to, żeby miał komu przekazać swoją bogatą bibliotekę. Pan Stefan przez pięćdziesiąt lat pracował jako wykładowca na uniwersytecie. Wciąż spotyka się ze swoimi byłymi studentami, którzy zawsze chętnie go odwiedzają.
Kiedy tak rozmawialiśmy, przyjechali jego goście. Radość w jego oczach od razu pokazała, jak bardzo ich kocha. Pożegnaliśmy się i poszłam do samochodu. Rozmowa ze starszym panem podniosła mnie na duchu. Miło jest poznać tak szczerą, uprzejmą i sympatyczną osobę, która w dodatku jest chętna do pomocy. Pan Stefan jest naprawdę wspaniałym rozmówcą i widać, że jest też dobrym człowiekiem. Nic dziwnego, że jego rodzina tak bardzo go kocha, a studenci wciąż o nim pamiętają.
Na starość też chciałabym, żeby prawnuki tak chętnie mnie odwiedzały. Mam nadzieję, że tak będzie. W wesołym nastroju poszłam załatwiać swoje sprawy, a przy okazji postanowiłam wpaść do córki na herbatę.