Od 15 lat żyje w “rzymskim małżeństwie”. Jest zachwycona

Tworzą udane związki, mają dzieci, biorą wspólne kredyty. Jednak gdy pojawia się temat ślubu, stwierdzają, że nie widzą takiej potrzeby. Wolą żyć w tzw. rzymskim małżeństwie, czyli związku kohabitacyjnym, konkubinacie. – I tak nazywam go moim mężem – mówi Aneta Łączkowska.

Te pary od lat żyją w tzw. rzymskich małżeństwach, co oznacza, że same ustanowiły się (nieformalnymi) małżeństwami i w każdym momencie mogą wziąć “rozwód”. Choć mało kto spotkał się z tym terminem, określenie “żyć na kocią łapę” zna raczej każdy. Takich związków jest wiele, podobnie jak powodów, dla których ludzie się na nie decydują.

– Dla Rzymian małżeństwo było relacją faktyczną. Nie zaczynało się od ślubu, tylko od faktycznej chęci pozostawania razem jako mąż i żona. Dopiero wpływy filozofii chrześcijańskiej sprawiły, że zaczęto uważać ślubowanie sobie za coś istotnego prawnie. Myślę, że ten format był preferowany również dlatego, że wygodne dla państwa jest wiedzieć gdzie, kto i z kim jest. I teraz pojawia się pytanie: czy ja chcę, żeby państwo ingerowało w tę sferę? – tłumaczył pojęcie “rzymskiego małżeństwa” Piotr Szeląg w rozmowie z WP Kobieta. Ostatecznie zdecydował się jednak na formalny ślub z Larą Gessler.

“I tak nazywam go moim mężem”

Choć wiele kobiet z niecierpliwością czeka zarówno na moment oświadczyn, jak i ślubu – tak jak bohaterka tekstu Sary Przepióry, Arleta, która postawiła partnerowi warunek, są też takie, które nigdy o tym nie marzyły. Jedną z nich jest Aneta Łączkowska, która od 15 lat żyje z partnerem w tzw. związku kohabitacyjnym. Choć formalnie nie są małżeństwem, mieszkają razem, a Aneta często używa w rozmowie określenia “mój mąż”. Nie czuje jednak potrzeby, by stawać na ślubnym kobiercu i “dla pewności” wypowiadać słowa przysięgi.

– Nigdy nie marzyłam o ślubie i białej sukni. Wiem, że to może wydawać się dziwne, bo większość kobiet wyczekuje tego dnia. Od ponad 10 lat żyję w bardzo szczęśliwym związku z mężczyzną, którego i tak nazywam moim “mężem”. Mamy dwoje wspaniałych, zdrowych dzieci. Czy ślub by coś między nami zmienił? Nie sądzę – mówi Aneta.

Małżeństwo jest dla niej związane jedynie z “papierkiem”, którego – aby ufać mężowi i być z nim szczęśliwą, nie potrzebuje.

– Ile jest par, które są ze sobą latami, biorą ślub, a tuż po nim rozwód? Ile jest takich, które stają przed ołtarzem, “bo rodzice kazali” lub “bo tak trzeba”? A ile z nich robi to mimo zupełnie innych przekonań? – zauważa.

Wyjawia, że jej rodzice nie byli za tym, aby razem z partnerem żyła bez ślubu. – Wiedzą, że nas do niego nie zmuszą. Dla mnie to po prostu zbędne. Jeżeli mamy być razem, będziemy. Jeśli nie – rozstaniemy się. Oczywiście tego nie przewiduję, ale pewnych spraw nie da się przewidzieć. Trzeba je zaakceptować i żyć dalej – stwierdza.

– Gdyby któreś z moich dzieci zdecydowało się na życie bez ślubu, nic bym do tego nie miała. Uważam, że rodzice nie powinni wtrącać się w takie sprawy. To nie ich życie, a ich dziecka. Mogą doradzić, podzielić się doświadczeniem, ale nie decydować czy, broń Boże, zmuszać. Dla mnie najważniejsze jest to, żeby moje dzieci były szczęśliwe – oznajmia.

Podpisała z partnerem umowę konkubencką

Aneta dodaje, że jakiś czas temu zdecydowali się z partnerem na uregulowanie kwestii prawnych. W związku z tym, że formalnie nie są małżeństwem, co komplikuje kwestie finansowe, majątkowe czy dziedziczenia, chcieli uniknąć problemów, które mogłyby pojawić się w przyszłości. Z tego też względu podpisali tzw. umowę konkubencką.

Jak tłumaczy prawniczka Julia Gąsiorowska, polskie prawo w żaden sposób nie reguluje konkubinatu. Będąc w tego typu relacji, warto jest więc zawrzeć umowę, jaką jest umowa konkubencka. Niewiele par się na to jednak decyduje, co jest związane z brakiem wiedzy.

– Ta umowa dotyczy najczęściej finansów w związkach partnerskich, choć można w niej uregulować inne kwestie – nie tylko majątkowe, ale też osobiste. W takich umowach reguluje się głównie zasady rozliczeń między partnerami, zasady podejmowania decyzji co do majątku, współwłasność poszczególnych przedmiotów czy podział majątku po ustaniu związku partnerskiego – czyli po prostu po rozstaniu. Pary niestety rzadko się na to decydują, bo jest niska świadomość w tym zakresie – oznajmia Julia Gąsiorowska.

“Skoro jestem już w ciąży, to jak to tak bez ślubu”

Julia i Tomek są parą od 10 lat, mają 2,5-letnią córkę. Oboje obchodzili niedawno 30. urodziny, podczas których wielokrotnie usłyszeli pytanie: “A kiedy ślub?”. Choć żadne z nich nie czuje potrzeby, żeby sformalizować związek, rodzina nie ustępuje i wciąż naciska.

– Mam wrażenie, że boli ich to, że żyjemy własnym życiem, według własnych zasad – mówi Julia w rozmowie z WP Kobieta.

– Najpierw naciskali z zaręczynami. Temat odpuścili tylko dlatego, że zaszłam w ciążę. Wtedy pojawiły się naciski, że “skoro jestem w ciąży, to jak to tak bez ślubu”. Przez dziewięć miesięcy słyszeliśmy: “weźcie chociaż cywilny, żeby wstydu nie było”. Tomek już nieraz robił z tego powodu awantury, że wtrącają się w nasze życie i sprawy – opowiada.

Dodaje, że największy problem z ich życiem “na kocią łapę” mają nie rodzice, a ciocie, wujkowie i dziadkowie.

– To ludzie tzw. starej daty. Według nich wszystko powinno być “po bożemu”. A my tak naprawdę nie chodzimy nawet do kościoła, więc jaki jest sens, by brać w nim ślub? – zauważa.

Inną kwestią są koszty, których nie chcą ponosić. – Ślub nie kosztuje może wiele, ale wesele już tak. Mamy bardzo dużą rodzinę, więc nie wyobrażam sobie, ile pieniędzy musielibyśmy na to przeznaczyć. A nam jest po prostu ich szkoda. Jesteśmy młodzi, nie chcemy pakować się w kolejny kredyt. Przed nami kupno mieszkania i remont, który na pewno bardzo dużo nas wyniesie – oznajmia Julia.

Wśród ich znajomych mało kto decyduje się obecnie na ślub. – Nie wiem, czy to kwestia znajomych, czy panującej sytuacji, ale nie dostajemy nawet zaproszeń na śluby, bo ludzie coraz rzadziej je biorą. Wśród naszych znajomych dwa lata temu jedna para wzięła ślub. I to tyle. Więcej, jak na razie, się nie zapowiada – mówi.

Jakie problemy może nieść ze sobą “rzymskie małżeństwo”?

Julia Gąsiorowska dodaje, że najczęstsze problemy prawne, jakie są związane z konkubinatem, pojawiają się w obszarze finansowym.

– Prawo nie zawiera żadnych regulacji dotyczących finansów w takich związkach, jak to jest np. przy wspólności majątkowej małżeńskiej. W związku z tym jeśli sami nie zadbamy o kwestie prawno-finansowe, prawo w żaden sposób nam nie pomoże. Przykładem takiej sytuacji jest zakup samochodu. Przy wspólności majątkowej małżeńskiej, nawet jeśli tylko jedno z małżonków podpisze umowę – obydwoje stają się współwłaścicielami. W konkubinacie należy zadbać o to – jeśli zakup dokonywany jest z majątku, z którego wspólnie żyjemy – aby na umowie pojawiły się podpisy obydwóch partnerów – tłumaczy.

Zaznacza, że jeżeli chodzi o kwestie rodzicielskie, sprawa jest zawsze jasna, jeśli jest ustalone ojcostwo. W przypadku spadkobrania, partnerzy po sobie nie dziedziczą. Tę kwestię można jednak uregulować w testamencie.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *