A jeszcze skarży się ludziom”, opowiadała sąsiadka, „że każdej zimy siłą zabieracie ją do miasta jako darmową siłę roboczą. Mówi, że całymi dniami gotuje dla was i sprząta, podczas gdy wy sobie oglądacie telewizję, i jeszcze całą swoją emeryturę wydaje na jedzenie.”

Teść i teściowa rozwiedli się, kiedy mój mąż miał mniej więcej dziesięć lat. Igor ma jeszcze młodszą siostrę. Już jako nastolatek mój mąż nauczył się wykonywać wszystkie męskie prace domowe, a w wieku osiemnastu lat poszedł do pracy, żeby utrzymać matkę i siostrę. Poznałam go, kiedy Ania, jego młodsza siostra, była już mężatką, a Igor troszczył się tylko o swoją matkę.

Oczywiście wiedziałam, że jego stosunek do mamy zawsze będzie taki: będziemy musieli oddawać jej znaczną część naszych zarobków, bo jest sama na wsi i jest jej ciężko. Bywały okresy, że teściowa przyjeżdżała do nas na kilka miesięcy. Myśleliśmy, że będzie nam pomagała przy dzieciach, ale w rzeczywistości było odwrotnie. Teściowa całymi dniami oglądała telewizję i jadła to, co ugotowałam. Była zbyt leniwa, żeby choćby umyć po sobie talerz, nie mówiąc już o jakiejkolwiek pomocy. Mieszkając z nami, mama Igora nigdy nie kupiła nawet bochenka chleba, to my płaciliśmy za jedzenie. Przyjeżdżała do nas głównie na zimę, a wiosną wracała na wieś, żeby zająć się ogródkiem. Oczywiście, nie bez naszej pomocy.

Dwa razy w roku musieliśmy z mężem brać wolne z pracy – wiosną na sadzenie ziemniaków i jesienią na zbiory. Dla siebie braliśmy ze dwa worki – więcej nam nie potrzeba, nie lubimy aż tak bardzo ziemniaków. Teściowa sobie też zatrzymywała worek czy dwa, a resztę sprzedawała. Pieniędzmi się z nami nie dzieliła, bo zbiory były jej, a te dwa worki kartofli i worek cebuli czy marchwi były wyrazem wdzięczności za naszą pomoc. Nic więcej nigdy od niej nie dostaliśmy. Przyjeżdżaliśmy tylko po to, żeby jej pomóc.

A ostatnio spotkałam w mieście sąsiadkę mojej teściowej. Powiedziała mi, że ​matka mojego męża skarży się wszystkim po kolei, że my ją, biedną, słabą kobietę, wręcz objadamy – przyjeżdżamy, żeby zabrać jej wszystkie zbiory. Takie z nas samolubne dzieci.

„A jeszcze skarży się ludziom”, opowiadała sąsiadka, „że każdej zimy siłą zabieracie ją do miasta jako darmową siłę roboczą. Mówi, że całymi dniami gotuje dla was i sprząta, podczas gdy wy sobie oglądacie telewizję, i jeszcze całą swoją emeryturę wydaje na jedzenie.”

Stałam i nie wiedziałam, co mam robić: śmiać się czy płakać? To my z serca pomagamy teściowej, a ona opowiada o nas takie historie. Tak to bywa w życiu: ktoś ma niewdzięczne dzieci, a kto inny rodziców!

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *