Kiedy mama się wprowadziła, zaczęło się piekło. Nigdy nie myślałam, że życie z nią na starość będzie takie trudne

Mama zawsze miała nadzieję, że starość spędzi u mojej starszej siostry. Ale tak się złożyło, że siostra wyszła za mąż i przeniosła się do Warszawy. Tam razem z mężem przez długi czas mieszkali w wynajmowanych mieszkaniach, a dopiero niedawno, kiedy moja siostra skończyła pięćdziesiąt lat, udało im się odłożyć pieniądze na własne, choć tylko małe, dwupokojowe mieszkanie. Mają nastoletniego syna, więc i tak jest im ciasno, no ale zawsze to własne.

Kiedy mama zapytała, czy może z nimi zamieszkać, siostra odmówiła, bo nie wystarczyłoby miejsca dla wszystkich. Wtedy mama przypomniała sobie o mnie. Rzecz w tym, że ja i moja siostra mamy różnych ojców. Mama bardzo kochała swojego pierwszego męża, więc od początku kochała też jego córkę. A kiedy zmarł, wyszła za mąż za miejscowego pijaka, ja urodziłam się w tym drugim małżeństwie. Dlatego mi dużo trudniej było zasłużyć na miłość matki niż starszej siostrze. Rok temu zmarł też mój ojciec, a mama choruje, więc nie może już mieszkać sama.

Oczywiście, kiedy mama poprosiła, żebyśmy wzięli ja do siebie, nie mogliśmy odmówić. Tak, mieszkamy w wynajętym mieszkaniu, ale jesteśmy tylko we dwoje i mamy dwa pokoje. Tym bardziej, że postawiliśmy następujący warunek: jeżeli mama będzie z nami mieszkała, to przepisze na nas swój dom na wsi. Niby powinien należeć do mojej siostry, bo to jej ojciec go wybudował, ale siostra nie zamierza wyprowadzać się ze stolicy, więc nie miała nic przeciwko takiej umowie.

Kiedy mama się do nas wprowadziła, zaczęło się piekło. Nigdy nie myślałam, że życie z nią na starość będzie takie trudne.

Bo widzicie, ona musi wcześnie iść spać, bo na wsi się do tego przyzwyczaiła, więc ja i mój mąż też musimy iść spać o dziesiątej wieczorem. Nieważne, że wracam z pracy dopiero koło ósmej – mama musi spać i nie możemy hałasować. Ale kiedy ona tłucze patelniami w kuchni o piątej rano, to wtedy mamy to cierpliwie znosić, bo przecież moja mama gotuje.

Gdyby jeszcze gotowała jedzenie tak, jak powinna, dałoby się wytrzymać. Ale ona absolutnie nas nie słucha. Rzecz w tym, że my z mężem od kilku lat nie jemy mięsa. Ściśle się tego trzymamy. Ale moja mama nie chce tego zrozumieć i uszanować naszej decyzji. Dlatego bez względu na wszystko codziennie przygotowuje coś, czego my nie zjemy. A to nalepi pierogów na pułk wojska, oczywiście do farszu doda skwarki, a to zrobi pasztet albo ugotuje gar rosołu. Nawet jak w potrawie nie będzie mięsa, to na pewno usmaży to na smalcu! A kiedy próbujemy z nią o tym porozmawiać, straszy nas, mówiąc, że odda dom siostrze.

Więc teraz myślę, że może o to jej chodzi, o ten dom!

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *