Moją córkę Ninę wychowywałem sam, czasem, oczywiście, pomagała mi moja mama. No, ale byłem samotnym rodzicem. Może się to wydawać dziwne, ale w naszym kraju jest całkiem sporo i mężczyzn, i kobiet, którzy samotnie wychowują dzieci.
Mieszkam w mieście portowym. Pewnego razu moja żona poznała jakiegoś marynarza i postanowiła pracować na statkach. Oczywiście na początku nie wiedziałem, że mnie zdradza. Agnieszka powiedziała mi, że jacyś znajomi zaproponowali jej dobrą pracę. Mimo wszystko odradzałem żonie wypływanie w rejs, bo nasza Nina miała wtedy dopiero pięć lat. Poza tym ja dobrze zarabiałem, chociaż pracowałem na lądzie. Ale Agnieszka już była bardzo zafascynowana swoją nową miłością. Pod pretekstem pracy zostawiła mnie z córką. Zostawiła na zawsze.
Z tego, że żona ode mnie naprawdę odeszła, zdałem sobie sprawę dopiero po miesiącu. Nasze kontakty stopniowo były coraz rzadsze. Agnieszka dzwoniła niezbyt często i niechętnie słuchała moich opowieści o naszej córeczce.
Tak zostałem samotnym rodzicem. Wychowywałem Ninę, dawałem z siebie wszystko. Całą swoją uwagę poświęciłem córce. Bałem się, że Nina będzie cierpieć przez brak matczynej opieki, więc starałem się, żeby moja córka zawsze była zadowolona. Nigdy nie związałem się z żadną kobietą, nie ufałem im i nie chciałem zniszczyć psychiki Niny.
Cały swój czas poświęcałem córce: gotowałem, zajmowałem się domem, zarabiałem pieniądze i kupowałem ubrania, razem odrabialiśmy lekcje. I tak oto nadszedł wreszcie ten ważny etap w życiu mojej Niny – zbliżała się matura i wybór dalszej drogi.
Córka wybrała już sobie uczelnię, chciała studiować w Warszawie. Miałem już odłożone pieniądze na ten cel. Byłem pewien, że dostanie się na dzienne studia, ale życie w stolicy swoje kosztuje.
Myśląc o najbliższej przyszłości, zupełnie zapomniałam o jeszcze jednej ważnej dla dziewczyny rzeczy – o studniówce. Nina po prostu marzyła o tym balu, już rok wcześniej zaczęła szukać sukienki. Na początku chciałem zamówić suknię u krawcowej, ale potem zdecydowałem, że wybierzemy coś w sklepie, żeby od razu być pewnym, czy Ninie się spodoba. Nie znam się na takich rzeczach, więc Nina poszła szukać tej sukienki razem z koleżanką.
Na miesiąc przed balem Nina wciąż nie miała wymarzonej kreacji. Nie poganiałem jej, wiedziałem, że w końcu coś znajdzie. A ona spędzała każdy weekend na poszukiwaniach. Pewnego dnia Nina odebrała telefon z nieznanego numeru, a ja usłyszałem po drugiej stronie znajomy głos. To była Agnieszka. Z jakiegoś powodu ta, pożal się Boże, matka, która przez 15 lat nie pamiętała, że ma córkę, nagle sobie o niej przypomniała.
Nina rozmawiała ze swoją mamą przez telefon co najmniej trzy razy dziennie. Dzieliła się z nią swoimi emocjami przed studniówką. Któregoś razu Agnieszka powiedziała, że przyjechała do naszego miasta, żeby pomóc Ninie znaleźć sukienkę jej marzeń. Nie sprzeciwiałem się, tym bardziej, że moja córka jest już dorosła.
W sobotę Nina spotkała się z matką. Agnieszka obiecała, że pójdą na prawdziwy “shopping”. Córki dość długo nie było w domu, czyli znowu wybór nie był łatwy. Po całym dniu spędzonym w sklepach Nina w końcu wybrała sukienkę na studniówkę, która kosztowała niewiarygodną sumę pieniędzy. Próbowałem namówić córkę, żeby zdecydowała się na coś tańszego, ale nie chciała o tym nawet słyszeć. Mimo wszystko odmówiłem jej takiego zakupu. Nina obraziła się i na zawsze wyprowadziła się z domu.
Byłem totalnie zszokowany jej reakcją. Okazało się, że Agnieszka zabrała Ninę do niesamowicie drogiego sklepu. Tam dziewczyna przymierzyła wszystkie sukienki i spośród nich spodobała jej się tylko jedna. Agnieszka zapewniła, że to najpiękniejsza sukienka, jaką kiedykolwiek widziała. Wtedy Nina zadzwoniła do mnie i podała cenę swojej idealnej kreacji.
– Nino, ta sukienka jest za droga, to cena z kosmosu. Za te pieniądze przeżyjesz pół roku w stolicy!
– Ale ja będę na dziennych studiach, po co zbierasz te pieniądze? Nie wierzysz we mnie? Chcę tę sukienkę! – denerwowała się córka.
– No cóż, jeżeli dostaniesz się na dzienne, to i tak za te pieniądze wynajmiemy ci mieszkanie.
– Już mam tego dosyć! Chcę pięknie wyglądać! A ty tylko liczysz te swoje grosze, – mówiła Nina jakby głosem Agnieszki.
Wtedy zdenerwowałem się nie na żarty i nakrzyczałem na córkę. Czułem się urażony, że zupełnie nie doceniała moich starań.
Kiedy jej odmówiłem, Nina wróciła do domu i spakowała się, kiedy ja byłem w pracy. Okazało się, że wyprowadziła się do matki. Agnieszka podczas swojego pobytu w naszym mieście wynajęła mieszkanie. I, jak zrozumiałem, sprezentowała córce tę sukienkę.
Czy moją Ninę naprawdę tak łatwo kupić? Nie sądziłem, że za jedną sukienkę wszystko matce wybaczy. A co z tymi wszystkimi 15 latami naszych wyjazdów nad morze, w góry, co z tymi dobrymi emocjami, których dostarczałem mojej córce? Dałem jej tak wiele miłości, a co dostałem w zamian?