– Dużo panów uważało, że my, kobitki, jeździmy sobie zawodowo, żeby na parkingu dodatkowo dorabiać jako dama do uciech – przyznaje Sandra Pietrzak, która od pięciu lat jeździ tirem po Europie. Z seksizmem spotkała się również Anga Lange. – Byłam brana za prostytutkę, gdy spacerowałam z psem po parkingu – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
– Byłam brana za prostytutkę, gdy spacerowałam z psem po parkingu. Traktowana jak obiekt seksualny do wykorzystania czy jak zwykła “maskotka parkingowa” – mówi Anga Lange, która od kilku lat kieruje tirem.
Kobiety w tym zawodzie nie mają łatwo. Mimo to z roku na rok jest ich coraz więcej. Choć muszą mierzyć się z seksizmem i stereotypami, wierzą, że sytuacja się zmieni i niedługo za kierownicą tira nie będą już wzbudzać sensacji.
Trudna rzeczywistość
– Na jednej ze stacji benzynowych pracownica nie pozwoliła mi skorzystać z płatnego prysznica, mówiąc, że “prostytutek nie obsługują”. Na nic tłumaczenia i pokazywanie kluczy od ciężarówki. Dzięki tej pani nie dane mi było tego wieczora się umyć – mówi Anga Lange w rozmowie z Wirtualną Polską.
Jako kierowca tira musi mierzyć się nie tylko z negatywnymi stereotypami, ale również ciągle dbać o swoje bezpieczeństwo. – Miałam nieprzespane noce ze strachu o kradzież paliwa czy ładunku. Zdarzało mi się spać z uchylonymi szybami zimą, bo złodzieje wpuszczają gaz usypiający przez zamek w drzwiach, żeby było łatwiej coś ukraść – przyznaje.
– To jest praca dla osób odpornych psychicznie. Nieustanny stres, nieprzewidziane sytuacje, strach i spanie “na czuja” to codzienność – stwierdza.
Anga: Miałam nieprzespane noce ze strachu o kradzież paliwa, czy ładunkuŹródło: arch. prywatne
Do tego dochodzi samotność. – Trzeba umieć spędzać czas z samym sobą, nie każdy tak potrafi. Zawód idealny dla introwertyków. Jazda nocna, którą kiedyś bardzo lubiłam, jest czasem trudna do zniesienia. Głowa myśli inaczej, wszystko analizuje. Ale dzięki niej mogłam spać w dzień, a to większe bezpieczeństwo – ocenia.
Seksizm w branży to norma
Anga nigdy nie marzyła, by zostać kierowcą ciężarówki, choć namawiał ją do tego ojciec – czynny zawodowy kierowca na trasach międzynarodowych. Mając 26 lat, postanowiła jednak dać sobie szansę. – Jako już dorosła kobieta zasiedziana w pracy za biurkiem od siedmiu lat, zaczęłam wykańczać mieszkanie. Zachęcona nadzieją na lepsze zarobki i jako “bezdzietna lambadziara” postawiłam wszystko na jedną kartę.
W trasę jeździ ze swoim ukochanym pieskiem Tequilą. – Kobieta z psem w ciężarówce to często atrakcja – śmieje się.
Anga: Kobieta z psem w ciężarówce to często atrakcjaŹródło: arch. prywatne
Anga podkreśla, że uprawia bardzo wymagający zawód: – Opowieści o kupie kasy i zwiedzaniu świata nie są takie oczywiste, jak się wszystkim wydaje. Rzeczywistość kierowcy bywa naprawdę trudna.
Zwłaszcza, gdy za kółkiem siada kobieta. – Drwiny, czasem agresja czy wyśmiewanie są na porządku dziennym – wyznaje.
Przyznaje jednak, że czasem chęć pomocy ze strony mężczyzn jest naprawdę zauważalna: – Wielu kierowców czy pracowników firm po prostu patrzy łagodniej, odzywa się grzeczniej czy chętniej pomaga.
Niestety nie jest to regułą. – Kij ma dwa końce. Doświadczyłam zarówno dużego wsparcia, jak ogromnej pogardy – przyznaje.
– Część osób nas wyśmiewa, drwi i zachęca do “powrotu do garów”. Niestety. Myślę, że wynika to z niskiej samooceny i małego niezaspokojonego ego panów, którym się wydaje, że nikt inny nie podoła takiemu trudnemu zawodowi – ocenia.
Anga: kocham swoją pracę, a jednocześnie jej nienawidzęŹródło: arch. prywatne
Anga kocha swoją pracę i jej jednocześnie nienawidzi.
– Nienawidzę za warunki sanitarne, pogardę, walkę o godność, wodę i miejsce do spania (teoretycznie absolutne podstawy, a tym zawodzie czysty nieśmierdzący prysznic czy ciepła woda to niestety rarytas) oraz nieregularny czas pracy, wielką niewiadomą zjazdu do domu. Do tego dochodzi walka z czasem. Na resztę rzeczy, na przykład nieprzyjemne przytyki ludzi, już się uodporniłam – zauważa.
Najbardziej uwielbia zachody słońca: – To codzienne widowisko, za każdym razem inne, teatr na niebie, gra światła. Coś niesamowitego.
W końcu udało się jej również natrafić na cudowny zespół i świetną szefową. – Pracuję dla niemieckiej firmy, która przyjęła mnie jak swoją, mimo że jestem jedyną Polką i nie mówię jeszcze dobrze po niemiecku. Moja szefowa jest bardzo wyrozumiałą i ciepłą osobą, a w firmie nie doświadczam seksizmu.
Kobieta w męskim zawodzie
Sandra Pietrzak jest kierowcą tira od pięciu lat. Już na etapie rekrutacji spotkała się z seksizmem w branży.
– Kiedy szukałam pracy, spotykałam się z niedowierzaniem, wyśmiewaniem, a nawet docinkami przyszłych pracodawców. Słyszałam głównie: “Baba? To do kuchni” albo “Dzieci rodzić a nie za męski zawód się brać”. Nie obyło się bez “w d.. się poprzewracało” lub że “mam coś z głową” – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
Sandra Pietrzak jest zawodowym kierowcą międzynarodowymŹródło: arch. prywatne
Ostatecznie jeden z pracodawców zdecydował się dać jej szansę. -To był cudowny człowiek, empatyczny, pomocny i bardzo dużo mnie nauczył – przyznaje.
Najbardziej lubi swoją pracę za wolność: – Nie mam szefa czy przełożonego. Obecnie jeżdżę z mężem, więc sami planujemy, kiedy staniemy na małą przerwę, którędy jedziemy i czy – jeśli czas pozwala – robimy coś w międzyczasie (np. zakupy, szybkie zwiedzanie).
Jest jednak sporo minusów. – Trzeba nastawić się na korzystanie z publicznych toalet, a nie oszukujmy się – nie wszędzie czekają pachnące porcelany – zauważa.
Do tego dochodzi powszechny w tej branży seksizm. – Często inni kierowcy gapią się na nas jak na kawałek mięsa po poście. Odprowadzają wzrokiem po parkingach, zlatują się do pomocy a potem liczą na finał u nich w kabinie. Miałam takich sytuacji naprawdę wiele – wyznaje Sandra.
– Bywały sytuacje, że wieczorem już przez parking nie przeszłam, bo się bałam. Kiedyś podszedł do mnie kierowca i zaczął zagadywać. Mówił, że fajnie, że kobitka jeździ, a za chwilę zapytał bezpośrednio, ile musi dać kasy, abym poszła z nim do kabiny – opowiada.
Dużo panów uważało, że my kobitki sobie jeździmy zawodowo aby na parkingu dodatkowo dorabiać jako dama do uciech – przyznaje Sandra Pietrzak.
Przeżyła też kilka niebezpiecznych sytuacji. Kiedyś jej samochód oblegli uchodźcy. – Wracając z UK z towarem musiałam zatankować po francuskiej stronie. Do samochodu weszli uchodźcy myślący, że dopiero będę jechała do Anglii – opowiada.
Poprosili, by dała męża do telefonu
Kasia, która również jest kierowcą tira, także spotkała się z uprzedzeniami już na etapie rekrutacji. – Pracodawcy podczas rozmowy telefonicznej w sprawie pracy prosili na koniec, żeby” mąż zadzwonił, jak się zdecyduje” – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
Z niezrozumieniem spotyka się również ze strony kobiet. – Kobiety w biurze logistycznym często na początku mnie ignorują, albo dziwnie się na mnie patrzą, gdy tłumaczę, że przyjechałam rozładować/załadować towar. Z kolei klienci rozłączają się przez telefon gdy usłyszą kobietę, bo myślą, że pomylili numer – relacjonuje.
Kasia jest zawodowym kierowcąŹródło: arch. prywatne
Kasia przyznaje, że to praca dla osób o mocnej psychice. – Trzeba było nabrać dużo pokory do samych manewrów, gabarytu i schować dumę do kieszeni. Na kursie uczyłam się jeździć tandemem, a w pracy od początku jeżdżę z naczepą. Kilka razy rozpłakałam się z bezsilności. Trudne emocje pojawiły się, gdy pierwszy raz widziałam reanimację kierowcy, który został potrącony przez samochód – opowiada.
– Podczas pierwszej zimy na nierównym łączeniu mostu pojawił się lód i na pół sekundy straciłam panowanie nad kierownicą, a obok równolegle jechała rodzina w osobówce. Strach był, ale zachowałam zimną krew. Z kolei w zeszłym roku na jednej trasie miałam wystrzał opony na naczepie, a dwa dni później w górach najechałam na coś i zeszło mi powietrze z przedniego koła i przez kilka kilometrów nie było się gdzie zatrzymać – dodaje.
Coraz więcej kobiet w zawodzie
Choć kobiet w tej branży nie jest wiele, liczba ta z roku na rok wzrasta. Wszystkie mocno się wspierają i wzajemnie motywują.
– Gdy zatrudniałam się u nas w firmie byłam czwartą kobietą w załodze kierowców. Rok później było nas już dziewięć. Z roku na rok zdecydowanie jest nas więcej, dzięki czemu wizerunek kobiety jako kierowcy ciężarówki przestaje być tak egzotyczny jak kilka lat temu – przyznaje Kasia.
– Znam bardzo wiele dziewczyn w transporcie, z wieloma mam bardzo dobry kontakt a z jedną nawet nawiązałam bardzo serdeczną przyjaźń. Widać, że dziewczyny trzymają się razem, pomagają sobie na tych grupach, służą dobrą radą. Miło się na to patrzy – mówi Sandra Pietrzak.
Z kolei Anga ma nadzieję, że rosnąca ilość kobiet za kierownicą przyczyni się do poprawy warunków sanitarnych. – Chciałabym, żeby na każdej stacji czy parkingu potocznie nazywanym “dzikusem” była ciepła woda, możliwość dolania wody do bańki czy po prostu miejsce na te nasze 16m domku na kółkach. I tego życzę wszystkim zawodowcom – podsumowuje.