Życie potoczyło mi się tak, że zostałam sama z małym dzieckiem. Mąż od nas odszedł, ale na szczęście zostawił mieszkanie synowi. Nie miałam stałej pracy, bo to mąż nas utrzymywał, a nie chciałam wracać do rodziców. Udawało mi się znaleźć różne prace, ale w żadnej nie zabawiłam długo. Pieniędzy i tak było za mało, więc zdecydowałam się jednak zamieszkać z rodzicami, a nasze mieszkanie wynająć. Tak będzie lepiej i będę miała z kim zostawić syna, jeżeli będę musiała zostać dłużej w pracy. Znajomi, którzy niedawno przeprowadzili się do naszego miasta, właśnie szukali mieszkania. Pomyślałam, że to lepsza opcja niż powierzyć je komuś obcemu. Tak będę spokojniejsza.
Nie nalegałam na podpisywanie umowy, bo znamy się od dawna. Moi znajomi wkrótce się wprowadzili. Umówiliśmy się co do terminu i kwoty zapłaty, a ja ze spokojnym sercem wróciłam do rodziców. Płatność zawsze przychodziła na czas, nie było żadnych skarg od sąsiadów.
Minęło pół roku. Nie utrzymywaliśmy ze sobą bliskich kontaktów, więc postanowiłam ich odwiedzić i przy okazji sprawdzić stan mieszkania.
Szczerze mówiąc, nie byłam gotowa na to, co zobaczyłam. Opakowania po jedzeniu leżały dosłownie wszędzie, a do tego w mieszkaniu panował straszny smród. Chyba, odkąd się tu wprowadzili, nikt tu nie sprzątał. Nie jestem osobą konfliktową, więc nic nie powiedziałam, rozglądałam się tylko w milczeniu.
Teraz nie wiem czy dobrze zrobiłam. Przed podjęciem ostatecznej decyzji powstrzymuje mnie to, że płacą czynsz na czas, no i nie mają gdzie się podziać. Ale z drugiej strony, po kilku miesiącach nie rozpoznałam swojego mieszkania przez ten bałagan. Ale nie chcę też niszczyć naszych dobrych relacji. Nie jesteśmy w końcu obcymi ludźmi.