W sąsiedniej kamienicy mieszkała staruszka, wszyscy nazywaliśmy ją babcią Helą.
Mieszkanie należało do niej od bardzo dawna, odziedziczyła je po swoim dziadku. Babcia Hela dorastała na tym podwórku i wszystkich tutaj znała.
Teraz w naszej dzielnicy mieszka więcej młodszych osób, a większość przyjaciół i znajomych babci Heli już nie żyje. Kolejne pokolenia urodziły własne dzieci i przyprowadziły swoje synowe i zięciów.
Nikt nie chciał rozmawiać z babcią Helą, chociaż czasami dawała naprawdę dobre rady. Kobieta wydawała się ludziom jakaś dziwna i w ogóle wyglądała tak jakoś, jak żebraczka. Coś w tym było…
Babcia Hela żyła ze skromnej emerytury, nie mogła pracować ze względu na stan zdrowia, poza tym i tak jej wiek już na to nie pozwalał.
Często lubiłam siadać obok niej na ławce, żeby porozmawiać i posłuchać ciekawych życiowych historii. A babcia Hela znała ich wiele, sama też dużo przeżyła.
Ostatnia zima była bardzo ostra. Sąsiadka w ogóle nie wychodziła z mieszkania. Czasami kupowałam jej i zanosiłam coś do jedzenia, a ona zawsze wciskała mi do ręki pieniądze, bo mówiła, że niezręcznie by jej było przyjmować to za darmo.
A najgorsze jest to, że niedawno wyłączyli jej prąd, bo staruszka od jakiegoś czasu nie płaciła rachunków. Płaciła za czynsz, ale też niepełne kwoty.
Babcia Hela nie miała z czego spłacić całej zaległości. Postanowiłam, że ja to zrobię. Natychmiast z powrotem włączyli jej prąd.
Tego dnia zobaczyłam, jak ta smutna, słaba kobieta cieszy się jak dziecko. Wyglądało to tak, jakby w jej oczach zapłonęła nowa radosna iskierka.
Niech Bóg da jej jeszcze wiele lat życia. Mam nadzieję, że mi zaliczy ten dobry uczynek.